poniedziałek, 10 lutego 2014

Rozdział 15

Krzyknęłam. To człowiek. Jakiś człowiek stał na moim balkonie! Moja mina zrzedła gdy wskazał na mnie palcem, pokazał gest przecięcia szyi nożem który trzymał w ręce, puścił mi oczko i już go nie było. Wystraszyłam się. Ponownie zadzwoniłam do Justina ponownie nie odbiera. Gdzie jest kiedy najbardziej go potrzebuję?! Zbiegłam szybko na dół, zamknęłam na klucz drzwi frontowe, oraz drzwi balkonowe. Następnie zasłoniłam balkon i sprawdziłam godzinę. 21:30. Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać. Tony moich łez wylewały się właśnie na moją poduszkę. Moje dotychczasowe rozmyślenia na temat tego popieprzonego dnia dobiegły końca, kiedy niespodziewanie zasnęłam.
~~*~~
Obudziłam się cała mokra na twarzy. Zapewne wyglądam jak zdesperowana idiotka. Nieważne. Podeszłam do lustra i moje obawy się sprawdziły. Tusz sięgał do połowy mojej szyi. Szminka rozlewała się po bokach. Krótko mówiąc wyglądałam jak klaun. Godzina na zegarze ściennym wskazywała 7:45. Nieźle. Postanowiłam ubrać dzisiaj opadającą, niebieską bluzkę na ramiączkach, jeansowe szorty i czarne koturny. Weszłam do łazienki, tam przebrałam się i nałożyłam akcesoria. Między innymi złotą bransoletkę od mamy oraz srebrną od taty. Włosy uczesałam i zostawiłam, by opadały na ramiona. Przejrzałam się w lustrze i wyszłam. Zeszłam do kuchni i zrobiłam sobie śniadanie. Dzisiaj wypadło na kanapkę z nutellą oraz herbatę. Z przyzwyczajenia sięgnęłam do kieszeni po telefon. Żadnych smsów, nieodebranych, nic. Justin gdzie jesteś? Byłam zażenowana. Zadzwoniłam do Peyton i zaprosiłam ją na film.
Justin’s POV:
7:45. Wziąłem szybki prysznic cały czas myśląc o Audrey. Dzwoniła do mnie milion razy a ja nie odebrałem. Jestem wkurwiony. Skoro Audrey woli tamtego kolesia to niech z nim będzie. Mam to w dupie. Ona go nie woli, a ty po prostu jesteś pieprzonym dupkiem. Głos w mojej głowie w kółko powtarzał jedno zdanie. Czułem jakby miliony głosów wirowały w moim umyśle. Czułem się jak gówno. Wyszedłem spod prysznica, wycierając całe ciało ręcznikiem a następnie ubierając się. Postawiłem grzywkę na żel i wyszedłem z łazienki. Zszedłem po schodach do kuchni. W salonie spotkałem Chaza.
-Siema Chaz.
-Cśś.. –Chaz kazał mi się zamknąć. Oglądał telewizję. Spojrzałem na ekran nie wiedząc o co chodzi. Leciały wiadomości. Stanąłem przy kanapie i słuchałem tego co ma do powiedzenia Rose Night.
Wczoraj wieczorem dziewczyna znana jako Lola Blake została znaleziona martwa  na opuszczonym moście. Dziewczyna miała na szyi linę, a w ręce trzymała karteczkę zawierającą następujący tekst. –W tym miejscu na ekranie pojawiła się karteczka zawierająca tekst napisany dziwnymi literami. -‘’Droga mAmo i tato.  Kocham i całUję. Postanowiłam skończyć ze swoim życiem ,bo uważam, że jest Do dupy. Już raz Próbowałam to zRobić, ale niE wYszło. Jeszcze raz, kocham i mam nadzieję, że nie będziecie tęsknić.’’ Jeżeli dowiemy się czegoś jeszcze damy znać.
-Straszne. –Chaz mruknął. –Codziennie umierają miliony ludzi, a oni zainteresowali się jakąś Lolą. Pff.
W mojej głowie rozbłysło światełko. –Chaz przewiń na kawałek z kartką.
-Po co?
-Powiedziałem przewiń kurwa!
-Dobra, dobra, tylko nie gryź. Chaz przewinął na kawałek z kartką a ja zapisałem wiadomość na kartce i wykluczyłem wszystkie duże litery. AUDREY. Ten popierdolony dupek nie da jej spokoju.
-Kurwa! On jest popierdolony, znajdę go i zajebię.
-Co jest bro?
Nie odpowiedziałem tylko wybiegłem z domu. Wybrałem numer Audrey i zadzwoniłem. Odebrała po 3 sygnałach.
-Halo? płakała.
-Audrey? Czemu płaczesz?
-Justin?! Dlaczego nie oddzwoniłeś?! Nie chcę z tobą rozmawiać!
-Ale Aud… -rozłączyła się. Pojadę do niej. Wyszedłem szybko z domu, po drodze chwytając jeszcze szybkie „gdzie lecisz?” Chaza. Wsiadłem szybko do samochodu i wyjechałem na ulicę w stronę domu Audrey. Byłem na miejscy kilka minut później. Wysiadłem z auta i mocno zapukałem w jej drzwi. Otworzyła mi, była zdziwiona i zapłakana. Podszedłem do niej i przytuliłem ją. Na początku próbowała się wyrwać, ale w końcu się poddała i również mnie przytuliła.
-Dlaczego nie zadzwoniłeś?! €“mówiła przez łzy. Jej głos był ledwie słyszalny.
-Ćśś.. Nie płacz kochanie. Byłem głupi. łkała mi w ramię. Nie płacz. Nienawidzę patrzeć jak płaczesz. podniosłem jaj podbródek i pocałowałem ją. Jej usta drgały, ale były miękkie jak zwykle. Podniosłem ją i zaciągnąłem na kanapę nie przestając całować jej. Przeniosłem się na jej szyję a ona cicho jęknęła, trafiłem w jej czuły punkt. Właśnie miała zacząć się ta romantyczna chwila, kiedy mój telefon zawibrował. Kurwa!
-Czego?!
-Justin? Tutaj Scooter.
-Ah to ty.. Przepraszam myślałem.. Nieważne, słucham?
-Dzisiaj wyjaśnię Ci wszystkie szczegóły dotyczące twojego nowego życia. Podaj mi swój adres, wpadnę o 8:00. podałem Scooterowi adres, a następnie rozłączyłem się.  
-Kto to?
-Scooter. Wpadnie do mnie o 8:00, ma sprawę. €“spojrzałem na zegarek który wskazywał 12:45. Mam jeszcze czas.
-Um.. Justin pojedziesz ze mną na zakupy?
-Jasne, chodź. –wziąłem ją za rękę i sprowadziłem po schodach, następnie otwierając drzwi i wsiadając do auta. Odpaliłem samochód ruszając w stronę najlepszego centrum handlowego w mieście. Jadąc usłyszałem pytanie którego wolałbym uniknąć.
- Justin, dlaczego zdenerwowałeś się gdy powiedziałam ci, że przytuliłam dawnego przyjaciela?
-Wiesz, z natury jestem strasznie wybuchowy, to dlatego. Przepraszam.
-Co cię tak denerwuje? –kiedyś będę w końcu musiał powiedzieć Audrey o swojej przeszłości, ale nie teraz, nie dzisiaj.
-Wiesz.. Po prostu zdenerwowałem się tym, że nie znam tego chłopaka, tylko tyle.
-Jasne, a odbiegając od tematu widziałeś wiadomości? Zmarła Lola Blake. Mimo, że nie znałam tej dziewczyny to szkoda mi jej. Wtedy przypomniałem sobie o wiadomości na ekranie.  Audrey jest wystarczająco przybita bym jeszcze ją dołował. Nie pokażę jej kartki. Mam tylko nadzieję, że dawny Justin nie będzie musiał wrócić, bo wtedy będzie po wszystkim.
-Tak, mi też szkoda dziewczyny, ale takie przypadki się zdarzają. Nie myśl o tym. dojechaliśmy do centrum kilkanaście minut później. Audrey wyskoczyła  z samochodu i pociągnęła mnie za sobą. Szybkim ruchem zamknąłem samochód i pobiegłem za nią. Audrey skierowała się do Top Shopu. Szybkimi ruchami przerzucała ubrania z jednej strony na drugą. Obecnie szukała podkoszulka na ramiączkach. Ukradkiem zajrzałem na jeden z regałów i zobaczyłem seksowne szorty. Wyobraziłem sobie w nich Audrey- gorąca. Zobaczyłem, że skierowała się do przymierzalni więc ruszyłem za nią. Stanąłem pod drzwiami jej przymierzalni, a niczego nieświadoma Audrey przymierzała właśnie szorty. Zajrzałem do przymierzalni i powiedziałem:
-Jesteś gorąca, wiesz?
-Justin, wyjdź stąd!
-Wiesz jak cholernie cię teraz pragnę? “wtargnąłem do przymierzalni i objąłem ją w talii całując w usta. Chwilę się opierała, ale potem odpuściła i odwzajemniła pocałunek.
-Więc jestem gorąca, tak? €“Audrey odparła z cynicznym uśmieszkiem odrywając się od pocałunku. Naprawdę jej teraz pragnąłem, więc kiedy przejechała ręką po moim koledze moje hormony zaczęły wariować z zadowolenia, słysząc to Audrey przerwała i spytała:
-I jak wyglądam?
-Potrafisz być zimną suką wiesz? –mrugnąłem do niej a ona się zaśmiała.
-Owszem.
-Znalazłem coś w czym wyglądałabyś jeszcze goręcej. –pokazałem jej szorty które miałem w ręku. Wzięła je ode mnie i przyjrzała się im z uwagą. Następnie podniosła brew i spytała:
-Chcesz zrobić ze mnie dziwkę?
-Po prostu pomyślałem, że będziesz wyglądać w tym gorąco.
-Skurwiel.
-Też cię kocham. €“puściłem do niej oczko, na co ona przewróciła oczami. Audrey wyszła z przebieralni z wieloma ubraniami. Podchodząc do kasy zabrałem jej ubrania i położyłem na ladę by je skasowano.
-Co ty robisz do cholery?
-Kupuję ci ubrania, to takie dziwne?
-Justin nie musisz.
-Ale chcę, mam pieniądze.
-Dziękuję. €“Audrey pocałowała mnie w policzek. Kiedy kasjerka skasowała ubrania wyszliśmy, a Audrey skierowała się do kolejnego sklepu.
~~*~~
Audrey’s POV.
15:20. Justin odwiózł mnie do domu i odjechał tłumacząc, że „musi coś zrobić.” Nie miałam ochoty wtrącać się w to co robi, więc odpuściłam i wróciłam do domu. Zupełnie zapomniałam o dzisiejszym wypadzie do restauracji, więc szybko zadzwoniłam do Peyton i odwołałam babski wieczór. Wszystkie ubrania wypakowałam i włożyłam do szafy następnie ją zamykając. To nie randka więc ubiorę się normalnie a zarazem elegancko. Ubiorę śliczny sweterek z kołnierzem, moje ulubione jeansy i buty na koturnie. Wchodząc do łazienki dostałam smsa.
Od: Damien
€˜’Gotowa na wyjście? ;)’’
Do Damien
’Właśnie się szykuję, a jak z tobą?’’
Od: Damien
’Już gotowy, kiedy się uszykujesz zadzwoń, przyjadę po ciebie’’
Do: Damien
Jasne, do zobaczenia’’
Postanowiłam nie mówić Justinowi o wyjściu z Damienem, bo pewnie by się wkurzył a ja nie mam zamiaru go denerwować. Miałam jeszcze trochę czasu więc weszłam na Twittera Justina. Nic nowego, same tweety od  napalonych kilkunastoletnich faneczek. Odłożyłam laptopa i zaczęłam się szykować. Nałożyłam wybrane wcześniej ubrania i zabrałam się za robienie makijażu. Lekko różowy błyszczyk, eyeliner, tusz do rzęs, puder, róż i makijaż miałam z głowy. Następnie nałożyłam bransoletkę od mamy, taty oraz Melody. Na samą myśl o mojej kuzynce moje łzy próbowały wydostać się z oczu. Prawie nigdy nie nosiłam tej bransoletki, ponieważ zawsze przypominała mi się chwila w której mi ją podarowała. Fala wspomnień właśnie mnie uderzyła.
-Audrey wszystko będzie w porządku. Wiem, że kochałaś Toma ale to kiedyś musiało nadejść.
-Ale on był niewinny! Dlaczego akurat mój chomik musiał zdechnąć?! Dlaczego nie kogoś innego?! –płakałam w ramię najlepszej kuzynki na świecie. Zawsze umiała mnie pocieszyć.
-Popatrz, dam Ci moją bransoletkę jeśli nie będziesz już płakać, proszę.
-Ale Melody dostałaś ją od mamy.
-Tak wiem, ale chcę żeby była twoja. Skoro jeszcze należy do mnie chyba mam takie prawo, co? –puściła mi oczko, po czym nałożyła mi bransoletkę na rękę.
-Kocham Cię..
Płakałam. Zmyłam makijaż i nałożyłam go ponownie. Nim się obejrzałam była 18:00, co sprawiało, że miałam jeszcze 2 godziny. Poszłam z powrotem do pokoju i włączyłam telewizor. Przełączyłam na vivę i trafiłam na życzenia od internautów. Zawsze oglądałam ten program śmiejąc się przy tym do rozpuku. Nie raz trafiłam na życzenia typu Tori kocham Cię najbardziej na świecie, mam nadzieję, że w nocy będzie tak samo wspaniale jak rano. xoxoxox’’ Program leciał przez 1,5 godziny, a jak zwykle zagapiłam się w telewizor i patrząc na zegarek uświadomiłam sobie, że mam  tylko pół godziny aż przyjedzie Damien. Wbiegłam szybko do łazienki, uczesałam włosy i przełożyłam je na jedną stronę. Całość spięłam śliczną spineczką i wyszłam. Napisałam do Damiena, że jestem gotowa. Po minucie dostałam odpowiedź, że już jedzie. Przejrzałam się w lustrze. Wyglądam nieźle, chociaż nie uważałam się za ładną. Kilka minut później usłyszałam dźwięk klaksonu. Zeszłam po schodach, zamknęłam drzwi frontowe i wsiadłam do Range Rovera Damiena. Przywitałam się z nim buziakiem w policzek i ruszyliśmy w stronę restauracji. W sumie nie wiedziałam do której z nich ma zamiar mnie zabrać, powiedział tylko, że droga będzie dosyć długa. Kilka minut jechaliśmy w ciszy, ale zaraz pogrążyliśmy się w głęboką rozmowę.
Justin’s POV:
19:30. Z niecierpliwością czekam aż Scooter dotrze by powiedzieć mi coś ważnego. Domyślam się co to może być, ale nie jestem do końca pewien. Maszerowałem wokół pokoju już kilka minut. W
 końcu Chaz zwrócił mi uwagę.
-Yo bro, stój, bo się zaraz kurwa porzygam od tego twojego jebanego kręcenia.
-Sorry, jestem zniecierpliwiony.
-Audrey przychodzi na noc? €“poruszył brwiami i pokazał znak seksu na palcach.
-Nie kurwa. Przychodzi Scooter.
-Ah tak zapomniałem, że nasz dawny Justin jest teraz gwiazdką muzyki. to we mnie uderzyło. Miałem ochotę rzucić się na Chaza za to, że przypomina mi to co było kiedyś. Poprzysiągłem sobie, że nigdy nie wrócę do tamtego życia. Tamto życie przypomina mi o Jaxonie, mamie, ojcu i Jazzy..  Nienawidziłem tamtego życia, nienawidziłem siebie, więc byłem bardzo zadowolony, że nikt aż do tej chwili mi o nim kurwa nie przypominał.
-Nie jestem dawnym pierdolonym Justinem! –wrzasnąłem.
-Tak, zapomniałem o twojej rodzinie. –wybuchłem. Złapałem Chaza za koszulę i rzuciłem nim o ścianę.
-Dobrze kurwa wiesz co czułem kiedy straciłem rodzinę, więc miej trochę kurwa szacunku i mi o tym nie przypominaj, bo dobrze wiesz, że stary Justin był niebezpieczny i wiele razy ocalił ci pierdoloną dupę. Gdyby nie stary Justin gniłbyś gdzieś na cmentarzu. Wiesz także, że stary Justin mógłby ci teraz bez problemu przyjebać więc stul czasem pysk. –puściłem go. Był przestraszony. –Wypierdalaj mi z oczu. Teraz. poprawił koszulę i odszedł burcząc coś pod nosem. Przechwyciłem tylko ‘’skurwiel.’’
-Co ty kurwa powiedziałeś?
-Nic..
-Mam taką nadzieję, a teraz wypierdalaj zanim przyjdzie Scooter.
20:00. Usłyszałem pukanie do drzwi. Otworzyłem je, a za nimi stał nie kto inny niż Scooter Braun we własnej osobie.
-Dzień dobry Justin, mogę wejść?
-Tak, jasne. Tam. –pokazałem palcem na kanapę w salonie, na co on podziękował mi i skierował się w jej kierunku. Usiadłem naprzeciwko niego i słuchałem tego co ma mi do powiedzenia.
-Wytwórnia Island Records jest zachwycona, że ma takiego zdolnego, młodego artystę w swoim składzie. Twoja prawidłowa praca zaczyna się jutro, o 12:45 masz stawić się w studiu. Jutro środa, więc masz szkołę. Dla ciebie zrobiliśmy wyjątek i masz dzień wolny. Ale pamiętaj, na razie tylko w środę. Mamy nadzieję, że nie zaczniesz zachowywać się jak gówniarz, powodować skandalu za skandalem, rozumiesz? €“przytaknąłem i słuchałem dalej. €“Mamy dla ciebie gotowy kawałek, więc z tym tez nie ma problemu. Wszyscy myślimy, że będziesz wielkim hitem z mnóstwem fanów. Masz świetny głos, więc kolejny problem z głowy. Będziesz następnym królem popu. uśmiechnąłem się i podziękowałem. Scooter opowiadał mi jeszcze jak będzie wyglądać moja praca, a ja słuchałem z zaciekawieniem.
Audrey’s POV:
Wracamy z kolacji. Damien wybrał restaurację daleko od miasta. Pewnie dlatego jedzenie w niej było takie pyszne. Nigdy wcześniej nie widziałam nawet szyldu tej restauracji. Wszystko było okej, jedynym problemem był most przez który przejeżdżaliśmy. Nienawidzę mostów, przez to co stało się kiedyś z moją mamą. Wspomnienia drugi raz powróciły do mojej głowy.
-Audrey jestem w drodze na twoje przedstawienie. Jadę właśnie przez most, zaraz będę. –Bang. Przez telefon usłyszałam, że mama straciła panowanie nad kierownicą. Samochód kręcił się i wjechał w ciężarówkę, powodując ciemność przed oczami mojej mamy. Mimo, że miałam wtedy dopiero 12 lat, wszystko sobie wyobraziłam. Jakiś miły pan zadzwonił po pogotowie. Zabrali mamę do szpitala. Niestety przedstawienie nie wyszło, ponieważ wybiegłam z Sali i pobiegłam prosto do szpitala...
Wiem, że nie powinnam się martwić, ale boję się. Boję się tego, że Damien straci panowanie nad kierownicą i również uderzymy w jakąś ciężarówkę.
-Wyluzuj Audrey. Zdjął ręce z kierownicy i pogłaskał moje. Krzyknęłam. Damien nie trzymał kierownicy, a auto straciło panowanie. Zjechaliśmy w dół, prosto do rzeki.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam. Wiem że nie było długo już rozdziału ale miałam laptopa w naprawie ponad 3 tyg i nie miałam jak dodać. Przepraszam za jakie kolwiek błędy nie sprawdzałam tylko dodaje. Mam nadzieję że przez ten długi okres będziecie dalej czytać.

poniedziałek, 30 grudnia 2013

Rozdział 14

-C..Co? Mówisz serio? -Jasne, dlaczego miałbym kłamać? -Po prostu nie mogę w to uwierzyć. Nigdy bym się tego nie spodziewał. –Zwróciłem głowę w stronę Audrey. Pokazywała mi kciuk w górę. -Więc zgadzasz się? –Scooter wstał z krzesła. -Jasne. -Tak więc witamy w Island Records Justin. –Scooter podał mi dłoń. -Dziękuję. –uśmiechnąłem się. - Zadzwonię do Ciebie niedługo. Podaj mi swój numer. –Podałem mu numer po czym Scooter już nic nie powiedział. Wyszedł zostawiając mnie samego z Audrey. Oczy świeciły się jej w podnieceniu. Nic nie mówiąc podbiegła do mnie przytulając mnie. Odwzajemniłem uścisk całując ją lekko w czoło. Następnie objąłem ją w talii i wyszliśmy z szatni. Wokół nas zebrała się grupa dziewczyn z kartkami w rękach. Już mieliśmy się przeciskać gdy jedna dziewczyna spytała: -Dasz nam autograf? –Woah, co? –Widziałyśmy twój filmik i bardzo ładnie śpiewasz. To jak? –dziwkarsko się uśmiechnęła. -Jasne. –odparłem także się uśmiechając. Spojrzałem na Audrey, była przeszywana wzrokiem przez dziewczyny które stały wokół nas. Czuła się niezręcznie. Puściłem ją. Wziąłem długopis od jednej z dziewczyn i podpisałem im kartki. Pożegnałem się, ponownie złapałem Audrey w talii i skierowaliśmy się w stronę klasy. ~~*~~ Koniec szkoły na dziś. Nareszcie. Przez wszystkie lekcje ktoś na mnie patrzył. Czułem się co najmniej dziwnie. Jestem Justin Bieber zwykły nastolatek którego kiedyś nikt nie chciał znać. Razem z Audrey wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy. Postanowiłem zrobić jej niespodziankę jako wynagrodzenie ze te wszystkie spojrzenia które dzisiaj otrzymała przeze mnie. Moja niespodzianka miała wyglądać tak: Odwiozę ją do domu, a następnie zrobię coś czego nigdy by się nie spodziewała. Audrey siedziała oparta o szybę patrząc w dal za nią. Dojechaliśmy pod jej dom. Audrey wysiadła. -Ty nie idziesz? –pytała zdziwiona. -Umm.. Muszę jeszcze coś zrobić ale zobaczymy się później. Okej? –puściłem jej oczko. Zaśmiała się. -Cokolwiek. –Zamknęła drzwi i weszła do domu. Odjechałem z podjazdu. Audrey’s POV: Weszłam do domu. Udałam się do kuchni. Z szafki wyciągnęłam paczkę Oreo. Czy jestem od nich uzależniona? Ooo tak! Bardzo! To najlepsze ciastka jakie kiedykolwiek ktoś wymyślił. Kończąc moje rozmyślania podeszłam do schodów i wchodząc nimi na górę uderzyłam się w nogę. -Kurwa! –krzyknęłam w myślach. Weszłam na górę i ruszyłam korytarzem w stronę mojego pokoju. Ból w nodze ustawał. Dobrze. Rzuciłam ciastka na poduszkę i podeszłam do biurka by wziąć laptopa. Zgarnęłam go z biurka i usiadłam na łóżku opierając się o poduszki. Otworzyłam go, a następnie otwierałam po kolei każdą stronę. Wchodząc na Twittera zauważyłam posta Justina. Brzmiał tak: ‘’Przygotuj się na niespodziankę Shawty. #21 #godzina #wszystko #co #najlepsze #kocham #Cię’’ Widząc to uśmiechnęłam się do monitora, wstrzymując oddech. A więc pan Bieber ma dla mnie niespodziankę? Nieźle. Szybkim ruchem zamknęłam laptopa i rzuciłam go na poduszkę obok. Spojrzałam na zegarek. Wskazywał 13:45. Postanowiłam wybrać się na spacer po okolicy. Wyszłam z domu wcześniej zamykając drzwi. Ruszyłam w stronę parku. Chodziłam tam zawsze z Melody przed jej śmiercią. Wspomnienia właśnie do mnie wracały. -Melody przejdźmy się po okolicy. -Okej jak chcesz. Szłyśmy kilka minut aż doszłyśmy do niebezpiecznej części miasta. Wtedy zza rogu wyłonił się pijany frajer z butelką w ręce. -Co wy tu robicie?! Takie dziewczynki nie powinny tu chodzić, to niebezpieczne. -Umm.. Już sobie idziemy! –krzyknęłam i zaczęłam odchodzić. Gdy zauważyłam, że Melody nie idzie za mną stanęłam. Rozejrzałam się i już wiedziałam co będzie. Dziewczyna stała jak wryta gdy lufa pistoletu tego dziada była wycelowana w jej głowę. Nie wierzyłam. Byłam bardzo młoda gdy zobaczyłam swoje pierwsze morderstwo. Melody nie żyła. To koniec. Niespodziewanie wpadłam na kogoś w kapturem naciągniętym na głowę. Przeprosiłam. -Przepraszam. -Nie ma za co. –mruknął i odszedł. Stanęłam jak wryta. Dziwny typ. Dłużej się nie zastanawiając odeszłam. Postanowiłam zrobić niewielkie zakupy więc wybrałam się do supermarketu. Kilka minut później stałam już w sklepie z koszykiem w ręku. Chodziłam każdą alejką po kolei. Doszłam do tej na którą czekałam. Słodycze! Jestem dosyć niska więc gdy sięgałam po Oreo stając na palcach, potknęłam się i przewróciłam półkę. Przeklęłam w duchu i zaczęłam zbierać rozsypane po podłodze paczki ciasteczek. Niespodziewanie podszedł do mnie jakiś chłopak i pomógł mi zbierać. Był szatynem z brązowymi oczami. Jak Justin. Gdy wstał czubkiem głowy sięgałam mu do brody. Spojrzałam na niego z przymrużeniem oka. Skądś go znam. Na pewno. Podziękowałam i poszłam w dal alejki. Nagle stanęłam. Wiem kim był. Nie mogę uwierzyć. Wspomnienia powróciły do mnie ponownie tego wieczoru. -Damien proszę! -Nic z tego mała. –cmoknął ustami na znak, że nie zamierza oddać mi moich ciastek. -Oddaj mi moje ciastka i nie mów do mnie mała! –zrobiłam groźną minę, przymrużyłam oczy i wyciągnęłam rękę. -Dobra, tylko nie gryź. –podał mi ciasteczka i podniósł ręce w geście obronnym. Następnie słodko się uśmiechnęłam i otworzyłam ciastka. Wtedy przypomniał mi się dzień śmierci Melody. Łzy napłynęły mi do oczu. Ten podszedł do mnie, przytulił i powiedział, że wszystko będzie dobrze. Przytuliłam się do jego torsu i mocząc mu koszulkę łzami podziękowałam za wszystko. Widziałam, że chłopak odchodzi więc rzuciłam koszyk na podłogę i pobiegłam do niego skacząc mu na szyję. -Damien! Damien to ty! –łzy spływały mi po policzkach. To był mój pierwszy, prawdziwy przyjaciel. Kochałam go jak brata. On stał zdezorientowany i odepchnął mnie lekko od siebie. –Co ty.. Damien? Nie poznajesz mnie? -No sorry ale jakoś cię nie kojarzę. –tym razem łzy zaczęły skapywać mi na podłogę. -Ale Damien.. Damien to ja.. Nie poznajesz? –z jego wyrazu twarzy wyczytałam, że nie. Postanowiłam odpuścić. –Nieważne, pomyśl, że tej sytuacji nie było. –machnęłam ręką i wróciłam do koszyka. -Audrey poczekaj, żartowałem! –krzyknął za mną. Że co..? –Oczywiście, że Cię pamiętam. Chodź do mnie. -Otworzył ramiona, a ja momentalnie w nie wbiegłam. -Damien tak się cieszę! –płakałam mu w ramię. -Ja też.. Tyle lat Audrey.. Powiedz co słychać? -Wszystko bardzo dobrze. –wzięłam z ziemi koszyk i udaliśmy się do kasy. Wyłożyłam wszystkie zakupy na ladę i odłożyłam koszyk na bok. –Opowiadaj wszystko co ciekawe. Do jakiej szkoły chodzisz? -Oh.. Widzisz, nie chodzę do szkoły. Kiedy się pożegnaliśmy popadłem w lekką depresję i rzuciłem to. –skamieniałam. –Ale znalazłem dobrze płatną pracę co mi wszystko rekompensuje. -Oh, naprawdę? Jaką? -Umm.. Nieważne. –uśmiechnął się. Próbował zmienić temat rzucając takie słowa: -Ja zapłacę. Pozwolisz? -Nie powinieneś ale dziękuję. –uśmiechnęłam się i wyciągnęłam portfel z torebki. Wyjęłam potrzebną sumę pieniędzy, zapłaciłam i wyszliśmy. Spojrzałam na zegarek w Iphonie i ku mojemu zdziwieniu było bardzo późno. Zegar wskazywał 18:45. -Odwieźć cię do domu? –spytał gdy weszliśmy na parking marketu. -Jasne, chętnie. Dziękuję Damien. –uśmiechając się, wziął torby z moich rąk i wrzucił do bagażnika swojego Rang Rovera. Następnie wpuścił mnie na siedzenie pasażera i wyruszył w stronę ulicy. Kierowałam go gdzie ma jechać, ponieważ po tym incydencie z Melody kilkakrotnie się przeprowadzałam. Kiedy dojechaliśmy podziękowałam za wszystko i wyciągając torby z bagażnika usłyszałam słowa: -Daj mi swój numer. -Oh, jasne. –wyciągnęłam malutką kartkę oraz długopis z torebki i zapisałam tam swój numer. -Dzięki mała. –powiedział i puścił mi oczko. ‘’Mała’’ To słowo które mówił najczęściej. Nie zmienił się. Zamknęłam bagażnik i weszłam do domu. Zamknęłam drzwi i rzuciłam torby w kuchni. Następnie rozpakowałam każdą po kolei i podeszłam do schodów wchodząc nimi na górę. Momentalnie włączyłam laptopa i weszłam na Twittera. Szybko sprawdziłam swoją stronę po czym przeczytałam Twittera Justina. Zobaczyłam coś co lekko mnie zdziwiło. Był to Tweet od jakiegoś kolesia z twarzą gangstera. ‘’Bieber bawi się w śpiewanie? BadBoye tak nie robią. Frajer.’’ Okej, to dziwne? Ale, że badboy? Nic już nie rozumiem. Nieważne. Zamknęłam laptopa i nieoczekiwanie dostałam smsa. Tak jak myślałam, od Justina. ‘’Przygotuj się na niespodziankę Shawty. Będę o 8:00 wieczorem. Ubierz coś ładnego. xx” Niespodzianka? To dlatego Bieber nie ma czasu. Niespodzianka.. Byłam podekscytowana. Sprawdziłam godzinę. 19:40. Pobiegłam szybko do szafy i wybrałam ubrania na wieczór. Beżowa sukienka z wyciętym dekoltem oraz czarną wstążką, czarny sweterek oraz czarne baleriny. Wbiegłam do łazienki jak oparzona. Szybko zrobiłam ślicznego, wysokiego koka i poprawiłam makijaż. Popryskałam się perfumami od Giorgio Armaniego i wyszłam z łazienki. Patrząc na zegarek zauważyłam, że była już 8:00. Justin powinien ty zaraz być. I właśnie w tej chwili usłyszałam dźwięk klaksonu. Zeszłam po schodach na dół, wyszłam, zamknęłam drzwi i podeszłam do auta Justina. Wsiadłam i pocałowałam go na powitanie. -Mmm.. Miłe powitanie. –poruszył zabawnie brwiami. -Drobiazg. –uśmiechnęłam się i poprawiłam sukienkę. -Seksownie wyglądasz. –puścił mi oczko. Zaczerwieniłam się, jednak odpowiedziałam: -Dziękuję ty również. A tak w ogóle gdzie jedziemy? -A tak właśnie. Odwróć się. –wykonałam polecenie a Justin nałożył mi na oczy materiał żebym nic nie widziała. –To niespodzianka. Spodoba ci się. Na pewno nic nie widzisz? -Tak nic nie widzę. –uśmiechnęłam się i zaczęłam wiercić się na fotelu. -Whoa spokojnie, bo zrobisz dziurę Shawty. –zaśmiał się, a ja zrobiłam się czerwona. Postanowiłam zmienić temat. -Długo będziemy tam jechać? -Już prawie jesteśmy na miejscu. Właściwie to już tutaj. –Justin zgasił samochód i pomógł mi wysiąść. Prowadził mnie pod górkę. Kiedy w końcu stanął zdjęłam z oczu materiał. To co zobaczyłam zaparło mi dech w piersiach. To piknik, na naszej górze. Na środku stał mały stół z koszykiem jedzenia a wokół niego rozsypane były róże. W dodatku na stole stało już drogie wino oraz 2 kieliszki. -Podoba ci się? -Jest niesamowite. –wypuściłam oddech. Nawet nie wiedziałam, że go wstrzymuję. Aż do tej chwili. –Przeszedłeś samego siebie. -To nie wszystko. –uśmiechnął się i poszedł po coś co najwyraźniej leżało za stołem. To.. to gitara. –Usiądź. –wskazał palcem na ławkę. Wykonałam polecenie. Wtedy Justin zaczął śpiewać: ‘’ As long as you love me [x3] We're under pressure, Seven billion people in the world trying to fit in Keep it together, Smile on your face even though your heart is frowning But hey now, you know, girl, We both know it's a cruel world But I will take my chances As long as you love me We could be starving, we could be homeless, we could be broke As long as you love me I'll be your platinum, I'll be your silver, I'll be your gold As long as you love, love, love, love me As long as you love, love, love, love me I'll be your soldier, Fighting every second of the day for your dreams, girl I'll be your whole world You can be my Destiny's Child on the scene girl So don't stress, don't cry, we don't need no wings to fly Just take my hand As long as you love me We could be starving, we could be homeless, we could be broke As long as you love me I'll be your platinum, I'll be your silver, I'll be your gold As long as you love, love, love, love me As long as you love, love, love, love me’’ Zamarłam. Ta piosenka była.. nie do opisania. -Justin to jest.. niesamowite, wspaniałe. Sam to napisałeś? -Umm.. Tak, napisałem to z myślą o tobie. –Justin odłożył gitarę, a ja szybko wbiegłam w jego ramiona. –To najlepsza randka na świecie! -Cieszę się, że ci się podoba. A teraz może zjedzmy? –zaproponował. Pokiwałam głową i skierowaliśmy się do stołu. -Dzisiaj kiedy poszłam na zakupy spotkałam starego przyjaciela. Odwiózł mnie do domu i.. -Odwiózł Cię do domu? –Justin zapytał zszokowany. -Tak, spytał czy chcę a ja się zgodziłam. To chyba nie problem, co? -Nie.. –widziałam jak delikatnie zaciska pięści. –Opowiadaj dalej. -No więc byłam smutna, bo na początku myślałam, że mnie nie poznał, więc się rozpłakałam, a wtedy on przyznał, że żartował i przytuliłam się do niego. -Wiesz co, chyba nie mam ochoty na piknik.. -Co? Dlaczego? -Nie podoba mi się, że przytulasz nieznajomych. -On nie jest nieznajomym. -Dobra wiesz co?! Zapomnij. Zapomnij o mnie, o nas. Poleć do twojego ‘’przyjaciela’’. Na pewno Cię przyjmie. –Justin wybuchnął a ja zamarłam. Moje serce właśnie złamało się na pół. -Ale Justin.. –płakałam. Justin odszedł zostawiając mnie samą sobie. –Zostawisz mnie tutaj?! -Zadzwoń do przyjaciela. Przyjedzie po ciebie. –po tym zdaniu zniknął. Byłam załamana. Nawet nie zdążyliśmy się napić. Nic.. Usiadłam pod drzewem i patrzyłam jak samochód Justina odjeżdża. Skurwiel. Muszę wracać do domu pieszo.. Super, kocham Cię Justin.. Zabrałam wszystkie swoje rzeczy i poszłam w stronę domu. Mam nadzieję, że te pieprzone świnie zrobią sobie wolne od porywania Audrey. Kilka minut później byłam w domu. W złości rzuciłam butami o ścianę i pobiegłam do pokoju. Gdy zdążyłam zalać już poduszkę łzami nieoczekiwanie dostałam smsa. Miałam nadzieję, że będzie od Justina. Przeliczyłam się -To Damien. Treść smsa brzmiała: Od: Damien ‘’Cześć Audrey. Chciałabyś gdzieś wyskoczyć? Nie przyjmuję odmowy. ;)‘’ Szczerze nie miałam ochoty na spotkania, zwłaszcza po akcji z Justinem. Nie chciałam być wredna więc przyjęłam zaproszenie. Do: Damien ‘’Jasne, kiedy i gdzie? :)’’ Momentalnie dostałam odpowiedź. Od: Damien ‘’Wpadnę po Ciebie jutro o 8:00. Zabiorę Cię do restauracji, co ty na to?’’ Restauracja? Dobry początek. Do: Damien ‘’Jasne, czekam. Ale czekaj.. To nie randka?” Od: Damien: ,,Nic, w tym rodzaju, to po prostu przyjacielski gest. Czekam, na razie.’’ Postanowiłam nie odpisywać. Gdy moja ręką sięgała już wysokości biurka, tak by odłożyć telefon, on ponownie zawibrował. Kurwa czy oni kiedyś dadzą mi spokój?! Od: Nieznany ‘’Pójście do restauracji? Dobra myśl. Poczekam jeszcze chwilę na dobry moment a wtedy.. ahh.. Sama zobaczysz. Do zobaczenia. xx’’ Momentalnie wybrałam numer do Justina. Jeden sygnał, drugi, trzeci.. Nie odbiera. Super. Zrobiło mi się niedobrze. Pobiegłam szybko do łazienki i zawartość mojego żołądka poleciała razem z wodą. Popatrzyłam na siebie w lustrze. Wyglądałam jak wrak człowieka. Chwilę później wyszłam z łazienki i coś przykuło moją uwagę. Krzyknęłam.
*************************************************************************************************************************************************************************************
Spodziewaliście się takiego zakończenia ? Co bd z Justinem i Audrey ? Już nie moge się doczekać nn a wy ?

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Rozdział 13

Obudziłam się w pomieszczeniu z białymi ścianami otoczona sześcioma chłopakami. Na ich czele stał wysoki brunet jakoś w wieku Justina. Siedziałam podparta o ścianę, ze związanymi rękami. Wypuściłam oddech. Nawet nie wiedziałam, że go wstrzymywałam, aż do teraz. Chłopak nakazał im wyjść. Tak też zrobili. -Patrzcie kto się obudził. Witaj księżniczko. –brunet łobuzersko się do mnie uśmiechnął puszczając mi oczko. Miałam odruch wymiotny. Popatrzyłam na niego gniewnie, po czym spuściłam głowę. –Oh.. Nie podoba ci się tu? -Wypuść mnie. –mówiłam bardziej do podłogi niż do niego. -Oh.. Nie ma mowy. Mam plany wobec ciebie. Jesteś dosyć.. atrakcyjna. –podniosłam głowę i zobaczyłam, że uśmiecha się do mnie. Sukinsyn. –Ale kiedy skończę poczujesz taką rozkosz jak nigdy dotąd. –Dopiero teraz zauważyłam, że trzymał w ręku nóż. -Nawet mnie nie dotkniesz. –powiedziałam odważnie. On tylko się zaśmiał. -Myślisz, że nie jestem do tego zdolny skarbie? Nie znasz mnie. –Puścił mi oczko. Trzeba powiedzieć, że jest całkiem przystojny jak na porywacza-sukinsyna. –Przyklęknął obok mnie. –Spodoba ci się. –Splunęłam prosto w jego twarz. -Ty suko! –poczułam pieczenie na policzku. Uderzył mnie. –Nigdy więcej tego nie rób. –uderzył znowu. Łzy napływały mi do oczu. Nie dam temu popaprańcowi satysfakcji. Próbowałam je zatrzymać i najwyraźniej mi się udało. -Mój chłopak cię zajebie. –mruknęłam. Cholera.. usłyszał. -Tak? To dlaczego go tu nie ma? –uśmiechnął się. -Nic tu po twoim chłopaku kochanie. Zamierzam cię pieprzyć tak mocno, że dopiero wtedy poczujesz co to znaczy rozkosz. -Nie uda ci się to! –krzyknęłam mu w twarz. Ten wbił swoje paznokcie w moje ramiona i przesunął mnie po ścianie, tak że moje oczy były teraz na wysokości jego ust. Popatrzyłam na nie. Były malinowe jak Justina. Justin.. Kurwa dlaczego nie pozwoliłam odwieźć się do domu?! Jestem głupia. -Wiesz, ja jestem pewny, że jednak mi się uda. –po tych słowach wpił się w moje usta. Próbowałam się wyrwać, ale chłopak był za silny. Jego język powędrował po mojej dolnej wardze, prosząc o pozwolenie. Kiedy nie pozwoliłam mu, ten brutalnie wepchnął mi go do ust tak, że prawie się zakrztusiłam. Wreszcie go wyciągnął. Złapałam powietrze i spuściłam głowę. –Mmm dobrze smakujesz. Następnym razem nie próbuj się wyrywać, bo jak widzisz jestem silniejszy. -Nie będzie następnego razu. –syknęłam. -Zadziwia mnie twoja pewność siebie księżniczko. –uśmiechnął się, ukazując rząd śnieżnobiałych zębów. –Jesteś pewna siebie, odważna, atrakcyjna.. masz jakieś wady? -Nienawidzę skurwieli. –podniosłam głowę. Znowu poczułam pieczenie na policzku. –Przestań mnie bić! –Łzy napłynęły mi do oczu. –Czego ty chcesz?! -To proste. –jego uśmiech stał się jeszcze szerszy. –Ciebie. -Nie ma mowy popaprańcu. Mam chłopaka. –Splunęłam jeszcze raz na jego twarz. Tym razem mnie nie uderzył. Wbił mi w szyję nóż który trzymał wcześniej w ręce i przejechał nim po całej lewej stronie mojej szyi. -Od teraz jesteś moja, rozumiesz? –pokazał na ranę. –Nie dziękuj. -Jesteś pojebany! –krzyknęłam. Wyzwiska tylko dodają mu sił, ponieważ zaczął lizać moją szyję. Zassał ją. Kurwa zrobił mi malinkę. Czuję to. Następnie składał pocałunki na mojej szczęce, aż dotarł do upragnionego celu. Ust. Pocałował mnie namiętnie, pełen pożądania, a potem wsunął język między moje wargi, jak zrobił to wcześniej. Próbowałam go wypchać, ale on mruknął mi w usta, żebym przestała. Posłuchałam, ponieważ nie chcę mieć drugiej rany na szyi. Kiedy skończył wziął mnie na ręce jak pannę młodą i zaniósł na łóżko znajdujące się w drugim końcu pokoju. Położył mnie, a następnie usiadł na mnie okrakiem. Kopnęłam go, ale to go nie zabolało, bo wziął mnie za nogę i przejechał po niej nosem, łaskocząc mnie. Następnie rozwiązał moje ręce i ponownie zawiązał na kantach łóżka. To samo zrobił z moimi nogami. Cały czas krzyczałam i kopałam. -Zamknij się kurwa! –Rozerwał moją koszulkę. Leżałam teraz w staniku, przed oczami kolesia którego nie znam. Nawet nie wiem jak się nazywa! Następnie wziął nóż i przeciął moje szorty na pół, ukazując moje nogi w całej okazałości. Oblizał się. Jeździł po nich rękami wywołując u mnie ciarki. Płakałam. Nie chciałam być zgwałcona. Następnie on ściągnął koszulkę ukazując swój wyrzeźbiony tors. Nieświadomie oblizałam usta. –Nie martw się. Po wszystkim będziesz mogła sobie patrzeć do woli. –wywróciłam oczami sycząc. Podparł ręce po obu moich stronach, całując mnie namiętnie. –Za każdym razem twoje usta smakują jeszcze lepiej kochanie. –Teraz zabrał się do ściągania swoich spodni. Pogłaskał mnie po brzuchu. Skurwiel. Teraz zabrał się do ściągania mojego stanika. Jego ręce powędrowały na zapięcie, a ja nic nie mogłam z tym zrobić. Dlaczego dałam się złapać?! Kiedy już miał go rozpiąć ktoś mocnym kopnięciem otworzył drzwi. -Zostaw ją kurwa! –rozpoznałam głos Justina. Gdy zobaczył moje ubrania w przeciwległym kącie pokoju wpadł w furię. -Justin! –krzyknęłam w desperacji. Ten podbiegł do kolesia który zszedł z łóżka i uderzył go pięścią tak, że się przewrócił. –Następnie zaczął mnie odwiązywać. -Cii kochanie nie płacz. Wszystko będzie dobrze. –wyciągnął ze spodni nóż i rozciął liny. Zaraz, zaraz.. Justin z nożem? Niewiarygodne. Podszedł do chłopaka który leżał znokautowany na ziemi i odwrócił go w drugą stronę. Zaczął go bić. -Nigdy. *uderzenie* Nie dotykaj. *uderzenie* Mojej dziewczyny. *uderzenie*. –patrzył na niego gniewnie. Chłopak wstał i uderzył Justina z wargę. Leciała z niej krew. Justin wyciągnął z drugiej kieszeni pistolet, chcąc strzelić w chłopaka. -Justin nie! -krzyczałam. Położyłam jego rękę tak, by nie mógł strzelić. Podszedł jeszcze do chłopaka i kopnął go w żebra, po czym ściągnął koszulkę i dał mi ją, bym nie musiała chodzić półnaga. –Dziękuję. –wyszeptałam. Następnie pociągnął mnie za rękę i wyprowadził z budynku. Okolica była nieznajoma. Justin otworzył moje i swoje drzwi do Ferrari, po czym pośpiesznie odjechał, ponieważ chłopak zaczął strzelać w naszą stronę. -Schyl się! –krzyczał dalej kierując. Ostro skręcił w lewo tak, że prawie uderzyłam głową w deskę rozdzielczą. Kiedy już jak podejrzewam byliśmy bezpieczni Justin zwolnił a ja podniosłam głowę. –Pierdolony dupek. Następnym razem go zajebię! Kurwa! –uderzył ręką w kierownicę. Jego knykcie przybrały kolor biały. –Jak mogłem być tak głupi i pozwolić ci iść samej?! Jestem popierdolony. -Justin nie obwiniaj się. To ja nalegałam żeby iść pieszo. To nie twoja wina. –jego twarz promieniowała gniewem. Zakryłam szyję tak by nie było widać malinki oraz przecięcia. -Przysięgam, że jeśli jeszcze raz spotkam tego frajera to strzelę mu kulkę w łeb. –skręcił w dobrze znaną mi ulicę na której znajdował się mój dom. Zatrzymaliśmy się tuż przed nim, wysiadając z samochodu. Otworzyłam dom, wpuszczając go do środka. Skierowaliśmy się na kanapę w salonie. Patrzyłam jak Justin siada po czym usiadłam obok niego. -Dziękuję, że mnie uratowałeś. Kocham Cię. –pocałowałam go w policzek. –A tak w ogóle to skąd wiedziałeś, że tam będę? –uśmiechnęłam się dociągając koszulkę Justina do kolan. Była na mnie za wielka. -Miałem takie przeczucie. Więcej nie wychodzisz nigdzie sama, przynajmniej kiedy ja będę obok ciebie. –uśmiechnął się muskając moje usta. Odwzajemniłam pocałunek. Leżałam teraz na nim otulona jedynie jego koszulką. Pachniał nieziemsko. Właśnie mieliśmy pocałować się ponownie gdy zadzwonił mój telefon. Burknęłam. -Halo? -Audrey mój wyjazd trochę się przedłużył i zostaję tutaj jeszcze kilka dni. Mam nadzieję, że chodzisz do szkoły. Kocham Cię, pa. -Ale mam.. –rozłączyła się. Byłam zdziwiona. Bardzo. -Kto to? –Justin spytał patrząc w swój telefon. -Moja.. mama. -zajrzałam mu w telefon. Sprawdzał Twittera. -Co chciała? -Jej wyjazd się przedłuża. Umm.. To dziwne, że nawet nie wiem gdzie jest. Nieważne.. Co robisz? –zapytałam i oparłam się o jego ramię. -Przeglądam Twittera. Nic ważnego. –uśmiechnął się po czym schował Iphona do kieszeni. Idę dzisiaj do Chaza jedziesz ze mną? -Dziękuję ale nie. Mogę pomóc Ci się przygotować. Bierz kluczyki i jedziemy. –uśmiechnęłam się popychając go w stronę wyjścia. Prawie się nie ruszył. Tylko po cichu zaśmiał się patrząc w moją stronę. Zamknęłam dom i podeszłam do Ferrari. Kiesy Justin otworzył wsiedliśmy i ruszyliśmy w stronę jego domu. Piętnaście minut drogi później staliśmy już na jego podjeździe. Wysiedliśmy i weszliśmy do domu. Skierowaliśmy się na górę do jego sypialni. -Okej czego mam szukać? –zapytałam. -Możesz wyciągnąć z tej szafy śpiwór. –pokazał na szafę. Tak też zrobiłam. Moją uwagę przykuło coś ciekawego. Wyciągnęłam kilka kartek zapisanych piosenkami których nigdy nie słyszałam. Zapytałam Justina co to: -Umm.. Justin? Co to? –pomachałam kartkami, a tan spojrzał na mnie przerażonymi oczami wyrywając mi je z rąk. -To nic takiego. -Ty to napisałeś? Nie wiedziałam, że masz taki talent. –podrapał się po głowie. -Huh.. Ta, ja to napisałem. Ale nie uważam, że są jakieś szczególnie dobre. -Są świetne! –krzyknęłam. Justin usiadł na krześle przy biurku a ja na jego łóżku. –Zaśpiewaj coś. -Co? –zdziwił się. -Zaśpiewaj coś. –powtórzyłam. –Proszę. –zrezygnowany sięgnął po gitarę która także znajdowała się w szafie. “Hey, what's the situation? Ooh oh I'm just tryin' to make a little conversation Why the hesitation? Ooh oh Tell me what your name is, for your information Don't get me wrong, you know you're right Don't be so cold, we could be fire Tomorrow we'll go, let's start tonight You know what it's all about I could take you out I could take you home I could take you oh, where you wanna go I could pick it up We could take it slow I could take you oh, oh oh oh /2x I might have a reputation, ooh oh But there's only me and you in this equation I promise this occasion, ooh oh Is a different situation, for your information Don't get me wrong, you know it's right Don't be so cold, we could be fire Tomorrow we'll go, let's start tonight You know what it's all about I could take you out I could take you home I could take you oh, where you wanna go I could pick it up We could take it slow I could take you oh, oh oh oh /2x I could take you out I could take you home I could take you out I could take you home Baby señorita, ma chérie, please be my little lady My little lady Mi amor, you're the one I adore, come on be my little lady My little lady I could take you out I could take you home I could take you oh, where you wanna go I could pick it up We could take it slow I could take you oh, oh oh oh” -Jest niesamowita. Masz bardzo dobry głos. Dlaczego nie mówiłeś? -Nie wiem. Po prostu nie chciałem żebyś wiedziała, że śpiewam. -Dlaczego? -Sam nie wiem. Twarz Bad Boya nie pasuje do pioseneczek. -Nie przejmuj się. Masz świetny głos. Jak nazwiesz tę piosenkę? - ‘’Take You’’ -Okej, to teraz musimy zadbać aby usłyszał cię świat. -Co? Nie! –krzyknął zdziwiony. -Justin masz świetny głos! -Wiesz co? Zapomnij, że kiedykolwiek śpiewałem. Udawaj, że nie słyszałaś! -Jesteś popierdolony. -Tak? Niby czemu? –wstał idąc w moją stronę. -Bo nie chcesz aby twój głos usłyszał ktokolwiek! Dlaczego?! -Po prostu nie i koniec! -Wiesz co? Nie chcę z tobą rozmawiać! –wstałam kierując się do wyjścia. -Powiedziałem, że nigdzie nie wyjdziesz sama. Jeśli znowu ktoś cię porwie?! -Wolałabym żeby ktoś mnie porwał niż miałabym spędzić z tobą minutę dłużej! –wyszłam trzaskając drzwiami. -Audrey wracaj tu kurwa! –Justin krzyknął przez zamknięte drzwi. -Pierdol się! –wyszłam z jego domu trzaskając również drzwiami wejściowymi. Skierowałam się w stronę galerii handlowej. Szłam do Cookie’s. Doszłam tam pół godziny później. Spojrzałam na zegarek. Wskazywał 18:30. Zamówiłam czekoladowo-orzechowego szejka, zapłaciłam i wyszłam. Szłam do domu, było ciemno. Kurwa dzisiaj poniedziałek. Nie byłam w szkole. Trudno, pójdę jutro. Doszłam do domu kilkanaście minut później. Wyrzuciłam pudełeczko od zjedzonego loda i skierowałam się do swojego pokoju. Po drodze nuciłam piosenkę Jusa. Cholera, faktycznie jest bardzo dobra. Jest idiotą, że nie chcę pokazać się światu. Prychnęłam. Wchodząc do pokoju dostałam sms’a. Od: Nieznany ,,Pamiętaj co mówiłem kochanie. Jeszcze kilka dni i widzimy się ponownie. xx” Znowu dostaję sms’y od prześladowcy. Zajebiście! Postanowiłam się tym nie przejmować więc wyciągnęłam z szafy moją piżamę i weszłam do łazienki. Iphona położyłam jak zawsze na toaletce razem z piżamą. Zdjęłam ubrania, nalałam do wanny wody z płynem kokosowym. Gdy wanna napełniła się, weszłam do niej i rozluźniłam swoje ciało. Następnie wzięłam arbuzowy szampon i namydliłam głowę. Gdy skończyłam spłukałam szampon, wzięłam ręcznik, wytarłam się i nałożyłam piżamę. Zgarniając telefon z toaletki wyszłam z łazienki. Usiadłam przy biurku i włączyłam laptopa. Postanowiłam sprawdzić Twittera. Ku mojemu zdziwieniu miałam mnóstwo powiadomień. Głównie były to Tweety od nieznanych mi dziewczyn. Brzmiały: ‘’Masz wielkie szczęście” ‘’Twój chłopak ma wielki talent, kiedyś będzie sławny!’’ ‘’Zazdroszczę Ci” ‘’Śpiewanie to jego przeznaczenie, masz szczęście mając takiego chłopaka” O co w tym wszystkich chodzi?! Postanowiłam sprawdzić Twittera Justina. On również miał dużo Tweetów od nieznanych dziewczyn. Głównie takie: ‘’Jesteś niesamowity!’’ ‘’Kocham Cię!’’ ‘’Będziesz sławny!’’ ‘’Twoja dziewczyna ma szczęście!’’ Po mojej głowie krążyła tylko jedna myśl: O co w tym wszystkim chodzi?! Jestem zdezorientowana. W tym momencie zobaczyłam link który Justin wrzucił na Twittera. Otworzyłam go. Teraz jestem zdziwiona na maksa. Justin wrzucił na YouTube filmik jak śpiewa ‘’Take You’’. Komentarze brzmiały bardzo podobnie do tweetów dziewczyn. Oczywiście były też łapki w dół. Byłam tak cholernie zadowolona! Dopisek pod filmem brzmiał: ‘’Dla ciebie Shawty’’ oraz doczepiony link do mojego Twittera. Postanowiłam wybrać się do Justina i mu pogratulować. Przebrałam się z powrotem w ubrania po czym szybko wybiegłam z domu wcześniej zamykając drzwi. Biegłam. Dziesięć minut później byłam na miejscu. Zapukałam do drzwi Justina ale nikt nie otwierał. Zapukałam ponownie. Nic. Justina nie ma w domu. Wiem gdzie może być! Znowu biegłam. Biegłam do miejsca w które kiedyś zabrał mnie Justin. Kilkanaście minut potem wchodziłam już na górę. Tam zobaczyłam Justina siedzącego pod drzewem. Obserwował miasto. Podbiegłam do niego rzucając mu się na szyję. Pocałowałam go od tyłu w policzek. Uśmiechnął się. -Whoa, myślałem, że jesteś na mnie zła. –szeroko się uśmiechnął. -Bo byłam. Ale to już przeszłość. –uśmiechnęłam się pokazując rząd białych zębów. –Widziałam film. -Uh tak. Zrobiłem do dla ciebie. –uśmiechnął się, ale chwilę potem jego twarz pochmurniała. –Mam nadzieję, że ci się podoba. -Jasne, że tak! Wiesz, że kocham jak śpiewasz. Jeszcze nie zacząłeś a już masz grono fanów. Ludzie cię kochają! –on tylko się uśmiechnął i oparł z powrotem o drzewo. Usiadłam obok niego kładąc mu głowę na kolanach. Głaskał mnie po włosach patrząc na panoramę miasta. Ja również to robiłam. Zasnęliśmy. ~~*~~ Obudziliśmy się jakiś czas później. Zrobiło się bardzo ciemno. Spojrzałam na zegarek w Iphonie. 3:30. -Justin.. Dzisiaj szkoła. -Pieprzyć to. -Musimy iść. -Jasne, jasne. Wstawaj. –podniósł mnie ze swoich kolan wstając. Skierowaliśmy się w dół góry gdzie jak przypuszczam stał samochód Justina, ponieważ nie było go na podjeździe. Tak jak myślałam, stał tam. Justin otworzył. Wsiedliśmy i odjechaliśmy. Kilka minut później byliśmy na podjeździe mojego domu. -Przyjadę po ciebie rano kochanie. Śpij dobrze. –pocałował mnie na dobranoc, po czym wyszłam z samochodu. Otworzyłam drzwi a następnie z powrotem zamknęłam wchodząc do domu. W gardle było mi bardzo sucho. Skierowałam się do kuchni. Z lodówki wyjęłam sok pomarańczowy i wbiegłam po schodach do pokoju. Chciałam zasłonić okno na balkonie ale zobaczyłam coś co bardzo mnie zszokowało. Ktoś tam był. Szybko zaciągnęłam zasłony i odwróciłam się biegnąc w stronę drzwi. Zamknęłam je na klucz. Postawiłam sok na biurku i przebrałam się w piżamę po raz drugi. Położyłam Iphona na poduszkę i zasnęłam zaniepokojona wydarzeniem z tej nocy. ~~*~~ Obudził mnie dźwięk budzika. Jest taki denerwujący. Wstałam pośpiesznie z łóżka idąc w stronę szafy by wybrać ubrania na dzisiaj. Wybrałam białą bluzkę na ramiączkach, białe bolerko, czarne spodnie oraz Converse koloru czarnego. Z komody wzięłam bieliznę i poszłam do łazienki się odświeżyć. Ubrałam się po czym uczesałam włosy i zwinęłam je w dokładnego koka. Poprawiłam makijaż i wyszłam z łazienki. Zegar ścienny wskazywał 7:25. Justin powinien zaraz być. W tym momencie zadzwonił klakson. Zbiegłam szybko zgarniając torebkę oraz Iphona. Zamknęłam drzwi i wsiadłam do samochodu. Pocałowałam Justina na dzień dobry. -Witaj Justin. -Cześć kochanie. Jak minęła noc? -W sumie dobrze. –postanowiłam nie wspominać Justinowi o postaci którą widziałam w nocy pod balkonem. –A jak twoja noc? –Justin ruszył samochód. -Spałem jak zabity. –uśmiechnął się. –No, no jedziemy do szkoły. Nienawidzę szkoły. -Tak ja też nie. Już widzę te gwizdy „O Boże ona znowu wysiada z jego samochodu”. Niewiarygodne jak można być tak zazdrosnym o kogoś kogo się nie zna! -To suki. Nie martw się. –Reszta drogi minęła w milczeniu. Dojechaliśmy pod szkołę kilka minut później parkując na naszym podstawowym miejscu. Wysiedliśmy z samochodu. Gwizdy i rozmowy na nasz temat już się zaczęły. Zajebiście. Justin złapał mnie za rękę podnosząc ją do góry. –Popatrzcie zazdrosne suki Audrey jest moją dziewczyną. A teraz możecie zabierać swoje plastikowe dupy i przestać pierdolić na masz temat! –Byłam pełna podziwu. Szliśmy w stronę szkoły. Już mieliśmy wejść gdy ktoś męskim głosem powiedział. -Justin musimy porozmawiać. –gdy zobaczyłam kto to był zamarłam. Justin’s POV: -Justin musimy porozmawiać. –usłyszałem donośny męski głos. Odwróciłem się. Nie mogę uwierzyć w to co widzę. To Scooter Braun. Producent muzyczny. Dlaczego chce ze mną rozmawiać? –Wejdźcie do środka. Macie tutaj jakieś ustronne miejsce? –Skinąłem głową po czym weszliśmy do szkoły i skierowaliśmy się do opuszczonych szatni. Weszliśmy zamykając za sobą drzwi. Zapaliłem światło. Usiedliśmy na ławkach i słuchaliśmy co Scooter ma do powiedzenia. –Widziałem twoje nagranie. Ta piosenka jest twoja? –Nie mogłem nic wyksztusić więc tylko skinąłem głową. –Jest niesamowita a ty masz bardzo dobry głos. -Nagrałem to video dla Audrey, nie wiedziałem, że może się dostać do ciebie. Nawet nie przyszło mi na myśl, że może być dobre. -Tak.. Słuchaj.. Chciałbym rozpocząć z tobą współpracę. Co ty na to?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No i jest nowy rozdział. Przepraszam że tak późno ale po prostu nie miałam dostępu żeby go dodać. Wiem że komentarze to nie wszystko ale po prostu one motywują. Dla was to chwila napisać a dla autorki co uciech bo pokazujecie że ktoś to czyta. Więc ten kto czyta to komentuje.

piątek, 22 listopada 2013

Rozdział 12

Od: Nieznany ,,Nieźle się ruszasz. Moje ciało cię pragnie. Do zobaczenia niedługo. xx” Pomyślałam, że Justin robi sobie żarty więc odpisałam. Do: Nieznany ,,Justin te żarty stały się nudne już za pierwszym razem” Po około dwóch minutach dostałam odpowiedź. Przeczytałam. ,,Przykro mi skarbie, ale to nie twój Justin. Jak mówiłem do zobaczenia niedługo. xx” Wystraszyłam się. Dlaczego jestem prześladowana? Dlaczego to muszę być ja?! Podeszłam do balkony i zasłoniłam okno. Podeszłam do łóżka, zabrałam piżamę oraz telefon i skierowałam się do łazienki. Na toaletce zostawiłam Iphona, zdjęłam ubrania i razem z piżamą powiesiłam je na wieszaku. Odkręciłam wodę, wlałam truskawkowy płyn i weszłam do wanny. Ta w moment napełniła się wodą z różowymi bąbelkami. Zakręciłam wodę i rozluźniłam swoje ciało. Z półki wzięłam kokosowy szampon i namydliłam sobie głowę. Piana skapywała do wody, co powodowało mieszanie się zapachów. Wywołało to słodką woń. Kiedy moja głowa była już namydlona, zaczęłam myć każdą część ciała po kolej. Zaczynając od rąk, na stopach kończąc. Gdy moje ciało osiągnęło już szczyt relaksu wyszłam z wanny, sięgnęłam po ręcznik i wytarłam się. Założyłam piżamę, a brudne ciuchy włożyłam do kosza na pranie. Włosy zwinęłam w niechlujnego koka. Zgarnęłam jeszcze telefon z toaletki i wyszłam z łazienki. Położyłam go na szafce nocnej, zgasiłam światło i zasnęłam. ~•~ Jem właśnie śniadanie. Tosty. Mam ochotę wybrac się na zakupy z Peyton. Nie byłam na zakupach tak dawno, że chyba nie pamiętam jak wygląda sukienka.
-Hej Peyton wybierzesz się ze mną na zakupy? -Jasne kochanie, kiedy? –odpowiedziała natychmiast. Domyślam się, że świecą jej się oczy, jak zawsze kiedy jest zadowolona. -Spotkamy się w Cookie’s za pół godziny? -Okej czekam. Na razie. -Na razie. –rozłączyłam się, po czym poszłam się ubrać. Wzięłam z komody bieliznę, natomiast z szafy czarną sukienkę sięgającą za uda, czarne zakolanówki oraz białą narzutkę na sukienkę. Weszłam do łazienki. Włosy uczesałam i rozpuściłam, poprawiłam makijaż i zeszłam po schodach na dół. Ubrałam czarne koturny, zamknęłam dom i ruszyłam przed siebie w kierunku centrum handlowego. Szłam powolnym krokiem; wiatr rozwiewał moje włosy na wszystkie strony, a ja cieszyłam się dniem. Doszłam do centrum w piętnaście minut i skierowałam się do Cookie’s. Tak jak myślałam, Peyton siedziała już na miejscu z dwoma lodami czekoladowo-waniliowymi. Gdy mnie zobaczyła wstała i przytuliła mnie. -Hej kochanie. -Witaj Peyton, co u ciebie? –zapytałam i usiadłam na swoim miejscu. Wzięłam swojego loda i zaczęłam go jeść. -Wszystko dobrze, ale teraz szybko jedz i idziemy. Jestem podniecona, bo dawno nie byłam na zakupach. –Peyton wzięła swojego loda i zjadła go kilkoma gryzami. -Tak ja też. –Ja również skończyłam. Wyszłyśmy z lodziarni i skierowałyśmy się do pierwszego sklepu po drodze. ~~*~~ Jestem wykończona. Po całym dniu zakupów i gadaniu o imprezie rzuciłam torby obok łóżka i poszłam do łazienki się przebrać. Zerknęłam na godzinę i odłożyłam Iphona na toaletkę. Zegar wskazywał 13:20. Przebrałam się, wzięłam telefon i wyszłam z łazienki. Postawiłam torby na łóżko i wypakowywałam każdą po kolei. Kupiłam beżową sukienkę, białe zakolanówki, jeansowe szorty, fioletowe Converse i czarne koturny. Torby złożyłam i włożyłam do szafy. Może kiedyś się przydadzą. Postanowiłam zadzwonić do Justina. Justin’s POV: -Witaj skarbie, nie możesz wytrzymać beze mnie pięciu minut? Wrr. –w telefonie wyświetlił mi się numer Audrey. Błyskawicznie odebrałem. -Justin przestań! Chciałbyś się spotkać? -Jasne. Przyjadę do ciebie. Co ty na to? -Jasne. Kocham cię. Pa. –rozłączyła się. Poszedłem do sypialni przebrać się. Wybrałem koszulkę z napisem „Doing Real Stuff Suck” ,czarne spodnie opadające w kroku, czerwone Supry oraz czerwony Full Cap z Obey’a. Kiedy skończyłem zszedłem z powrotem po schodach, wziąłem kluczyki do auta, zamknąłem dom i ruszyłem w kierunku samochodu. Wyjechałem na drogę i po około piętnastu minutach jazdy byłem już u Audrey. Zapukałem do drzwi, a ona błyskawicznie stanęła przed nimi i skoczyła mi na szyję. Przytuliłem ją i pocałowałem w policzek. Zaprosiła mnie do domu, usiadłem na kanapie i pokazałem jej żeby do mnie dołączyła. Usiadła obok mnie. -Justin byłam na zakupach. Chcesz wiedzieć co kupiłam? –mówiła z podekscytowaniem. -Jasne. –uśmiechnąłem się. Audrey nakazała mi iść w kierunku schodów. Tak też zrobiłem. –Pamiętasz, że dzisiaj o 17:00 impreza u Mnie? –uśmiechnęła się. -Jasne, że pamiętam! Myślisz, że po co szłabym na zakupy?! –rzuciła mi gniewna spojrzenie. Podniosłem ręce w geście obronnym. –Uh! Gdzie są te ubrania?! –przetrząsała całą komodę. Otworzyłem szafę i pokazałem ręką Audrey ciuchy których nigdy nie widziałem. –To te? -Uh. Tak. –zawstydziła się. Wyjęła ubrania z szafy i położyła na łóżko. Zaczęła pokazywać mi wszystkie ubrania po kolei. Na imprezie będzie wyglądała gorąco. –Pójdę się przebrać, to może pokażę ci jak Umm.. Wyglądam. Co ty na to? -Jasne. Czekam. –wyjąłem Iphona z kieszeni i sprawdziłem Twittera. Nic ciekawego. W tym czasie Audrey wyszła z łazienki. Wyglądała tak gorąco jak jeszcze nigdy. –Mrr. Chodź tu. –pokazałem palcem na siebie, na znak żeby podeszła. Usiadła obok mnie zawstydzona. –Nie wstydź się. Wyglądasz seksownie. –polizałem ją po szyi. Jęknęła. Podnieciłem ją, wspaniale. Położyła się na łóżku, a ja leżałem na niej. Przyssałem się jej do szyi tak, że zrobiłem jej malinkę. Ona przyciągnęła mnie do siebie namiętnie całując. Już miała zacząć się ta romantyczna chwila, kiedy mój telefon zawibrował przypominając, że trzeba wracać do domu i zacząć organizować imprezę. Audrey wstała, ja również. Podeszła do lustra i odskoczyła. -Justin co ty mi zrobiłeś?! –pogłaskała malinkę. Chyba jednak jej się nie spodobało. -Malinkę. -Justin, jak ja wyglądam?! Teraz wszyscy będą myśleć, że mnie przeleciałeś! Ughh! –stała przy lustrze zdenerwowana. –Okej. Nic się nie stało. Zakryję to szalikiem. –wyluzowała. Mam taką nadzieję. Wyszła z pokoju a ja tuż za nią. Zamknąłem drzwi a następnie zszedłem po schodach. Wyszedłem za Audrey na podjazd, zamykając wcześniej drzwi po raz kolejny. Otworzyłem jej drzwi do mojego Ferrari, potem usiadłem na swoje miejsce i ruszyłem. Po około dwudziestu minutach byliśmy na miejscu. Otworzyłem swoje drzwi, następnie drzwi Audrey i pozwoliłem żeby wysiadła. Otworzyłem dom i zaprosiłem ją. -Pójdę do kuchni po wszystko na imprezę a ty skocz po alkohol. Jest w drugiej sypialni od lewej na górze. –uśmiechnąłem się i ruszyłem w stronę kuchni, patrząc jak Audrey idzie w górę schodów. Wyciągałem z szafki wszystko po kolei. Od ciastek po kieliszki do drinków. Wyjąłem z kieszeni telefon i zadzwoniłem do Chaza. Potrzebuję barmana. -Yo Chaz. Skoro i tak wpadasz na imprezę to może możesz serwować drinki? -Jeszcze pytasz?! To moja fucha! Przygotuj wszystko. Yo. –Rozłączył się. Zacząłem wszystko ustawiać, kiedy zobaczyłem Audrey schodzącą ze schodów. Audrey’s POV: Znalazłam w sypialni kilka rzeczy potrzebnych do drinka, szampany i wiele innych rzeczy. Postanowiłam znieść najpierw szampany. W końcu mamy jeszcze kilka godzin. Schodziłam właśnie po schodach, kiedy poślizgnęłam się i spadłam w dół turlając się. Cały alkohol rozbił się i wylał na mnie. Byłam tak przemoczona, że ubrania przylegały mi do skóry. Zapach alkoholu przyprawiał mnie o mdłości. Próbowałam wstać podpierając się, ale moja ręka odmówiła mi posłuszeństwa. Podniosłam ją tak, by widoczna była wewnętrzna część. Tak jak myślałam, szkło wbiło mi się w dłoń. Justin podbiegł do mnie. Pomógł mi wstać, a następnie zaprowadził mnie na kanapę, każąc czekać, aż wróci. Moja ręka krwawiła. Zawsze mdli mnie na widok krwi, również teraz. Justin wrócił, usiadł obok mnie i polał mi rękę wodą utlenioną. Pisnęłam. -Nie bój się. Trochę popiecze, i przestanie. –uśmiechnął się, a potem podał mi bandaż. Zawinęłam go sobie wokół ręki i odwzajemniłam uśmiech Justina. Ten patrząc mi głęboko w oczy, wpił się w moje usta tak, że zabrakło mi powietrza. Odwzajemniłam gest, kładąc się na nim. Jak podejrzewam Justin zrobił mi właśnie drugą malinkę, ponieważ czuję jak przyssał mi się do szyi. Niekontrolowanie jęknęłam. -Justin.. -Cii.. –Justin włożył rękę za moją bluzkę. W sumie nie przeszkadzało mi to. Już miał rozpinać mój stanik kiedy drzwi otworzyły się z hukiem, ukazując dwóch kolesi stojących w wejściu. Odskoczyliśmy od siebie momentalnie, ale niestety zauważyli to. -Chyba wam nie przeszkodziliśmy? –Chłopak podnosił i opuszczał brwi, pokazując tym samym ręką jakiś gest. –Przyszliśmy nie w porę? -Umm.. Nic nie szkodzi. Jestem Audrey –zarumieniona podałam dłoń chłopakom. -Ja jestem Chaz a to Ryan. –Chaz pokazał na drugiego chłopaka stojącego w przy drzwiach. –Jesteś niezła. –zarumieniłam się, ale kątem oka zauważyłam jak Justin puszcza mordercze spojrzenia w stronę chłopaka mówiąc tym samym bezgłośnie ‘’Lepiej nie próbuj”. Ryan podał mi rękę, nie odzywając się. –Dobra to jak? Zaczynamy? –Chaz potarł ręce o siebie, podchodząc do stolika na którym jak przypuszczam będzie robił drinki. Wyjęłam Iphona z kieszeni patrząc na zegarek. Wskazywał 16:50.Chaz pobiegł po alkohol który został a po paru minutach wszystko było już gotowe. Pierwsi goście zaczęli się schodzić. Przedstawialiśmy sobie znajomych. Kilku gości szalało z Ryanem na parkiecie, natomiast kilku innych piło drinki u Chaza. Jeszcze inni lizali się w kątach mieszkania Justina. Ja i Jay całowaliśmy się oparci o ścianę, pochłonięci swoimi ustami. Świat dla nas nie istniał. ~~*~~ Obudziłam się rano na łóżku obok Justina w jego sypialni, nie pamiętając co wydarzyło się wczorajszego wieczoru. Justin jeszcze spał. Wyglądał słodko, jak dziecko. Spojrzałam na zegar wiszący nad jego komodą. Wskazywał godzinę 14:15. Postanowiłam go obudzić. -Umm. Justin.. Wstawaj już. -Pięć minut mamo! –zachichotałam. W tym momencie Justin pociągnął mnie w swoją stronę tak, że teraz leżałam na nim. Pocałował mnie delikatnie w usta, po czym zeszłam z niego, a on wstał. Podszedł do komody i wyjął czystą bieliznę. Z szafy natomiast wyciągnął szare jeansy, białą, zwykłą bluzkę i czarną skórę oraz FullCap. Zdjął koszulkę. Wyglądał cholernie seksownie. Mierzyłam go od czubka głowy, po końce pleców. -Podoba ci się to co widzisz? –spojrzał w moją stronę, łobuzersko się uśmiechając. Zawstydzona usiadłam na łóżku. Justin tylko się zaśmiał. -Słuchaj muszę już iść. –uśmiechnęłam się do niego. -Odwiozę cię. -Nie trzeba, przejdę się. Świeże powietrze dobrze mi zrobi. –podeszłam do niego, całując go namiętnie w usta. Odwzajemnił gest, obejmując mnie w talii. Nasze języki wałczyły ze sobą o dominację. Odsunęłam się od niego. –Do zobaczenia kochanie. -Do zobaczenia. –Zdążyłam zobaczyć tylko jak wsunął na siebie koszulkę, zanim zeszłam schodami w dół. Wyszłam z jego domu ruszając w kierunku ulicy na której mieszkam. Miałam na sobie jeszcze wczorajsze ciuchy. Śmierdziałam alkoholem. Pamiętam jak jakiś zachlany frajer wylał na mnie pół butelki tego gówna. W pewnym momencie ktoś uderzył mnie czymś w głowę. A potem była tylko ciemność.
************************************************************************************************************************
Heeej. Dalej nie mamy ustalonego termimu co ile bd dodawany rozdział ale wole nie mówić bo jak bedzie opóźnienie to bd źle. Mam nadzieje że wam sie podoba. Do następnego rozdziału ;)

wtorek, 5 listopada 2013

Rozdział 11

-Oh, Bieber ma dziewczynę? Nie wiedziałem, że dawny Bad Boy może kochać. A tak poza tym, to byłaby dobra w łóżku. Jest śliczna, trzeba przyznać. –zacisnąłem pistolet w każdej chwili gotów strzelić temu chujowi w łeb. A wtedy usłyszałem słowa których nigdy bym się nie spodziewał. –Kiedy zabijałem Jazzy było fajnie. Mogę to powtórzyć z największą chęcią. –zamarłem. Kopnął Audrey w żebro najmocniej jak umiał. Obudziła się, trzymając rękę na żebrze. Po tym Mick podniósł ją do góry i pocałował. Tak, pocałował. Na moich oczach, a ja nie mogłem nic z tym zrobić, ponieważ wciąż byłem wstrząśnięty przypomnieniem imienia Jazzy. Kim była? Siostrą. Miała 6 lat kiedy zginęła z ręki Micka. Nienawidził całej naszej rodziny od zawsze. Sam, nie wiem dlaczego. Widziałem, że Audrey próbuje się bronić, ale była zbyt słaba. Już chciałem strzelić mu w łeb, ale ten wyprzedził mnie i strzelił mi dwie kulki w prawą nogę. Nie mogłem wstać. Mój pistolet upadł gdzieś daleko. Widziałem jak bierze ją na ręce, i prowadzi do samochodu. Mogłem tylko krzyczeć. Próbowałem dosięgnąć pistolet, ale nic z tego. Był za daleko. Kątem oka zauważyłem jak Mick odjeżdża z Audrey. Byłem załamany. Zadzwoniłem do Chaza. -Halo? Słuchaj mam problem. Mick zabrał gdzieś Audrey. Dasz radę go namierzyć? -Jasne, żaden problem, ale dlaczego ją zabrał? -Wkurwił mnie i chciałem strzelić, wyprzedził mnie.. Długa historia. Namierz go. Cześć. -Okej, cześć. Teraz mogłem tylko czekać, aż Chaz namierzy tego skurwiela, a wtedy już nie będzie tak miło. Wymierzę mu pistolet prosto w twarz i będę miał go z głowy. Zabił moją siostrę. Dotknął i pocałował MOJĄ dziewczynę. Zajebię go. Mam teraz jak najgorsze przeczucia. Doczołgałem się do pistoletu i powoli wstałem. Powoli doszedłem do samochodu i ruszyłem do domu. Na miejscu byłem około pięć minut później. Kopnąłem w drzwi, a te otworzyły się z hukiem. -Namierzyłeś go? -Nie. Coś zakłóca sygnał. -Pierdolony dupek. –syknąłem, po czym poszedłem do łazienki opatrzyć sobie ranę. Nie ma mowy bym poszedł do szpitala. Nigdy w życiu. Pęsetą wyjąłem sobie kulki, po czym zabandażowałem sobie nogę. Wyszedłem z łazienki i podszedłem do maszyny z której można było namierzać ludzi. Audrey’s POV. Wziął mnie na ręce i niósł do swojego samochodu, a ja nie miałam siły żeby mu się opierać. Nadal doskwierał mi ból żeber. Pieprzony, damski bokser. Wrzucił mnie na przednie siedzenie tak, że uderzyłam nogą o deskę rozdzielczą. Zabolało. Sam wsiadł na swoje miejsce i zarzucił sobie moje nogi na kolana. Próbowałam je zabrać, ale ten przyciskał je gdy tylko to robiłam, więc zrezygnowałam. Ruszył samochód. -Jak się czujesz piękna? –Prychnęłam, po czym odpowiedziałam: -Pieprz się. –nie mam zamiaru dać mu satysfakcji, że jestem na jego rozkazy. Szyderczo się uśmiechnął po czym przejechał ręką po mojej klatce piersiowej. -Nie zapominaj w czyim samochodzie jesteś, skarbie. -Nie prosiłam się żeby tu być. –znowu prychnęłam, zabierając nogi z jego kolan. Gwałtownie zatrzymał samochód. -Posłuchaj słoneczko. Jesteś tu, bo ja tak chcę. –tym razem pogłaskał mnie po włosach. Skurwiel. Zepchnęłam jego rękę tak, że uderzył nią w fotel. –Radzę ci mnie nie odpychać, bo mogę być najlepszym co cię w życiu spotkało. -W snach. –prychnęłam po czym położyłam łokieć na ramie okna odwracając się w stronę szyby. -Kochanie gdy już będę cię pieprzył, zobaczysz co to znaczy rozkosz. -Nigdy nie będziesz mnie pieprzył. Justin na to nie pozwoli. A poza tym nie jestem dziwką za którą mnie uważasz. -Oh. Nie uważam cię za dziwkę. Jesteś po prostu do mojej dyspozycji. A co do Justina to nie byłbym taki pewien. Czy nie powinien już tu być? –Ruszył samochód z powrotem. –A i co do tego pieprzenia, to jeszcze się przekonasz. -Musnął ustami mój policzek. Wytarłam ręką policzek, czując obrzydzenie. On tylko się zaśmiał. –Jesteś taka słodka i zabawna. Idealny materiał na dziewczynę. –ignorując ostatnie zdania odparłam: -Ah no tak. Do jutra muszę być z powrotem w domu, bo idę z Justinem z na imprezę. –uśmiechnął się. -Na imprezę? No to zmienimy twoje plany. Zostaniesz u mnie kilka dni.. tygodni.. zostaniesz u mnie do czasu aż mi się znudzisz. –Teraz już wiem, że jest typem chłopaka który bawi się dziewczyną a później wyrzuca ją na ulicę. Skąd się biorą tacy ludzie?! -Justin mnie znajdzie. –wyznałam, czekając na reakcję. -Przestań pierdolić mi już o Justinie. Justina tu nie ma. Będziesz musiała zadowolić się tym co masz. A teraz masz tylko mnie. Spokojnie kochanie. Zaspokoję twoje pragnienie. -Nie mam żadnych pragnień. -Zgrywasz niedostępną? Lubię takie. -Nie zgrywam. Dla ciebie nigdy nie będę dostępna. –założyłam ręce na siebie i nagle samochód się zatrzymał. Znajdowaliśmy się przed wejściem do dużego, białego budynku. Mick otworzył mi drzwi, podając rękę. Oczywiście nie wzięłam jej tylko wysiadłam. Ten wziął mnie na ręce, a ja zaczęłam go kopać. On tylko zaśmiał się i przeniósł mnie przez drzwi które jak przypuszczam prowadziły do salonu. Na kanapie siedziało czterech chłopaków chyba w wieku Justina. Stanęłam na nogi i czekałam co mam robić, bo o ucieczce nie było mowy. Chłopcy zaczęli gwizdać. Skurwysyny. -Chodź za mną. –ruszyłam za nim do kuchni. Była duża i także biała. Wyciągnął z lodówki sok pomarańczowy i popchnął go w moją stronę. Odrzuciłam go na podłogę. Nie mam ochoty brać niczego z jego lodówki. –Podnieś to. -Nie mam zamiaru. –uśmiechnęłam się w duchu. Jestem w domu kogoś kto mnie uprowadził i jest niebezpieczny, a i tak się z nim kłócę. -Dobrze. Niech leży. Jak zachce ci się pic to go sobie weźmiesz. -Wolałabym umrzeć. –prychnęłam. -To się akurat da załatwić kochanie. A teraz chodź za mną. –poprowadził mnie schodami w górę. Stanął przed pokojem z brązowymi drzwiami i otworzył je. To sypialnia. –Będziesz spała ze mną. -Nie będę spała z tobą, ponieważ nie spędzę tu nawet jednej nocy. Justin po mnie przyjdzie. –poczułam piekącą rękę na swoim policzku. Uderzył mnie. –Jesteś pieprzonym, damskim bokserem. –nie mam zamiaru dać mu satysfakcji. Zachowuję się jak zimna suka i nie przestanę. -Nie zaprzeczam. –wepchnął mnie do pokoju po czym zamknął drzwi. Zostałam sama. Justin’s POV: -Mam sygnał. Są w dużym białym bloku dwie przecznice stąd. -Więc ten jebany dupek zabrał Audrey do starego magazynu? Nieźle. –podszedłem do szafki, wyciągnąłem pistolety i podałem je chłopakom. –Nie chciałem żeby Audrey wiedziała co robię, ale cóż, nie mam wyboru. –po tych słowach wyszliśmy i wsiedliśmy do samochodu Chaza. Czarnego Range Rovera. Wyjechaliśmy na drogę i po około dziesięciu minutach byliśmy na miejscu. Wysiedliśmy z samochodu i skierowaliśmy się do drzwi. Kopnąłem w nie i po chwili byliśmy już w środku. -Co jest kurwa?! –Mick krzyknął trzymając w dłoni pistolet. –Ah to ty Bieber. Audrey nie myliła się mówiąc, że po nią przyjdziesz. Hmm.. Może nie jest aż taka głupia? -Gdzie ona jest?! –ręce trzęsły mi się na dźwięk jej imienia. Ciarki przeszły mi przez całe ciało. -Spokojnie.. Jest tutaj i wspaniale się bawi. –szyderczo się uśmiechnął. -Gdzie ona kurwa jest?! –w tej chwili z góry dobiegł mnie krzyk Audrey. Odepchnąłem Micka i pobiegłem schodami w górę. Wszedłem do pokoju z którego wydobywał się krzyk i zobaczyłem jak podwładny Micka przykłada do ust Audrey jakąś szmatę. Z prochami jak przypuszczam. –Puść ją kurwa! Teraz! –strzeliłem mu kulkę w łeb. Nie żył. -Justin.. Przyszedłeś po mnie. –Audrey była wyczerpana. Zajebie skurwiela. –Dziękuję. -Chyba nie myślałaś, że cię zostawię? –lekko się uśmiechnąłem widząc jej wyczerpanie. –Dasz radę dojść do schodów? -Tak tylko.. Kręci mi się w głowie. –zemdlała. Wziąłem ją na ręce i wyszedłem z pokoju. Przeszedłem przez korytarz. Mick zniknął. Skierowałem się do samochodu i położyłem Audrey na siedzeniu pasażera. Wyjechałem z podjazdu i skierowałem się do swojego domu. Po około dziesięciu minutach byłem na miejscu. Wysiadłem, wziąłem Audrey pod ramię, zamknąłem samochód i otworzyłem frontowe drzwi. Kopnąłem w nie lekko i zakluczyłem. Wszedłem do salony z Audrey pod ręką i położyłem ją na kanapie. Poszedłem do łazienki po szmatę oraz kawałek waty. Zrobiłem z tego maskę, nasypałem wanilii i przyłożyłem Audrey do twarzy. Obudziła się. To zawsze działa. -Gdzie jesteśmy? –przyłożyła sobie rękę do głowy, a ja zabrałem od niej maskę. -W moim domu kochanie. –uśmiechnąłem się i rzuciłem maską daleko w kąt. –Jak się czujesz? -Chyba dobrze. Ale trochę boli mnie głowa. –usiadłem obok niej, a ona położyła mi głowę na kolana. –Mick to skurwiel. -Tak wiem. -Skąd go znasz? –zapytała, podniosła głowę z moich kolan i usiadła obok mnie. -Uh.. Wiesz.. Kiedyś robiłem z nim pewne interesy. –bawiłem się palcami, ponieważ nie chcę aby Audrey wiedziała co robiłem. Nie chcę żeby się mnie bała. -Jakie interesy? -Teraz to nieważne. Chcesz się czegoś napić? Może jesteś głodna? –zapytałem żeby uniknąć tematu. Chyba się udało. -Masz sok pomarańczowy i oreo? -Pytanie. To zawsze u mnie znajdziesz. –podkreśliłem słowo zawsze. Wziąłem ciastka z szafki oraz sok z lodówki i poszedłem z powrotem do Audrey. –Słuchaj. Może zamiast iść jutro na imprezę, sami ją urządzimy hm? Co ty na to? -W sumie czemu nie. Chyba nie czułabym się skrępowana przy ludziach których znam. –otworzyłem paczkę z oreo, podałem Audrey sok i sięgnąłem po kartkę i długopis które leżały na półce. -Jutro o 17:00? -Zgoda. -Dobra. Kupimy jedzenie, picie itp. To kogo zapraszamy? -Na pewno Peyton. -Chaza i Ryana. –wymienialiśmy tak jeszcze kilka minut i zaprosiliśmy chyba pół szkoły. -Um.. Justin odwieziesz mnie do domu? -Jasne. Wezmę tylko kluczyki. –Audrey wyszła z domu i skierowała się do podjazdu, ja również. Otworzyłem jej drzwi następnie otworzyłem swoje, zamknąłem i odpaliłem samochód. Jechaliśmy w ciszy. Po około piętnastu minutach byliśmy na miejscu. Wysiadłem, otworzyłem drzwi Audrey i na pożegnanie pocałowaliśmy się. Ma takie miękkie usta. Chciałbym ją całować cały czas. Potem poczekałem aż weszła do środka i odjechałem. Audrey’s POV: Pożegnałam się z Justinem i weszłam do domu. Sama nie wiem dlaczego byłam przygnębiona, ale wiem, że nadal bolała mnie głowa. Weszłam po schodach na górę i otworzyłam drzwi do swojego pokoju. Popatrzyłam na zegarek w Iphonie który wskazywał 19:45 po czym odłożyłam telefon na komodę. Włączyłam telewizor. Zatrzymałam na kanale MTV. Ściągnęłam spodnie i rzuciłam je do łazienki. Z szafy wzięłam piżamę czyli fioletowe bokserki, oraz bluzkę i krótkie spodenki z myszką miki. Tak wiem trochę dziecinne. Ale zanim zdążyłam wejść do łazienki w telewizji zaczęła lecieć moja ulubiona piosenka. Bez namysłu rzuciłam wszystko na łóżko i zaczęłam tańczyć jak wariatka na środku pokoju. W tej chwili przyszedł do mnie sms. Podeszłam do komody i odczytałam go.
*******************************************************************************************************************************
Heejooo. I jest nastepny rozdział :D Jak widzicie rozdziały nie są regularne. Czasami są szybko a czasami nie. I jak myślicie kto napisał do Audrey ?

środa, 30 października 2013

Rozdział 10

Gdy tylko zabmknęłam za sobą drzwi, zostałam pchnięta na ścianę obok i namiętnie pocałowana. W pocałunku czuć było pożądanie. Szczerze przyznam, że pocałunek Justina to najlepsze co mnie do tej pory spotkało. Nawet się nie zorientowałam, kiedy leżałam na kanapie w salonie, pod Justinem. Skończył mnie całować, usiadł i posadził mnie sobie na kolanach. -Kocham cię –usłyszałam słowa wydobywające się z ust Jusa. Uśmiechnęłam się lekko i odparłam: -Ja też cię kocham. –Po czym wtuliłam głowę w tors Justina i nie wiedząc kiedy zasnęłam. Obudziłam się po jakimś czasie słysząc dzwoniący telefon. Wstałam powoli z kolan Justina, podeszłam do stolika z którego wzięłam telefon i odebrałam. -Halo? –powiedziałam wciąż zaspanym głosem. -Um.. Audrey, jesteś sama? –w słuchawce usłyszałam głos Peyton. W sumie, to dawno z nią nie rozmawiałam. -Nie. Jestem z Justinem. –uśmiechnęłam się wiedząc, że ona i tak tego nie usłyszy. Ale nic na to nie poradzę. Na dźwięk imienia Justin kąciki moich ust same się podnoszą. –Jest jakiś problem? -Musimy się spotkać. To ważne. –w jej głosie słychać było zdenerwowanie, strach. -Jasne. O 18 w Starbucksie? –Byłam zdezorientowana. -Jasne. Do zobaczenia. -Na razie. –rozłączyłam się i zobaczyłam, że Justina nie ma już na kanapie. Był w kuchni i wyciągał sok pomarańczowy z lodówki. -O co chodziło? –usłyszałam jego chrapliwy, seksowny głos. -O 18 spotkam się z Peyton w Starbucksie. To chyba ważne. Na razie nie domyślam się o co chodzi, ale wszystko się okaże. –Idąc za Justinem na kanapę usiadłam na jego kolanach ponownie. Oparłam głowę o jego tors. Poczułam jego ciepłe wargi na swoim czole. -Um.. Audrey? Co ty na to żebyśmy poszli na imprezę? –zamurowało mnie. Jeszcze nigdy nie byłam na takiej prawdziwej imprezie z alkoholem, narkotykami i innymi podobnymi rzeczami. -Um.. Jasne. Kiedy? –uległam presji. Jeśli chcę jeszcze kiedykolwiek być rozpoznawana, to muszę gdzieś wyjść. –Pomożesz mi wybrać sukienkę? -Jeśli chodzi o termin, to może jutro wieczorem? W końcu będzie niedziela. –uśmiechnął się łobuzersko –A co do sukienki, to tak, pomogę ci wybrać. -Kocham cię! –rzuciłam mu się na szyję. Byłam zadowolona, że mi pomoże. Bo jedno trzeba przyznać. Justin ma świetny gust. Wpiłam się w jego wargi i szybko odsunęłam, nie dając mu satysfakcji. Podeszłam do lodówki widząc naburmuszoną minę Jusa. Oczywiście udawał, ale to było słodkie. –Chcesz jeszcze soku? –pomachał głową na tak, więc wzięłam i kartonik dla niego, po czym z powrotem wróciłam na kanapę, opierając nogi na jego kolanach. –Proszę. –podałam mu kartonik, na co on odpowiedział ciche ‘’dziękuję’’ i zabrał się do picia swojego soku. Justin wziął do ręki telefon i odczytał po cichu Sms’a od swojego jak przypuszczam kumpla Kenny’ego, po czym stwierdził, że musi wyjść. Odprowadziłam go do samochodu, pocałowałam na do widzenia i wróciłam do salonu, zamykając za sobą drzwi. Oparłam się o ścianę przypominając sobie swoją przeszłość. Płacz po śmierci Melody, osamotnienie po wyjeździe taty i smutek po zerwaniu z Drakem. Do teraz nie rozumiem, jak mogłam z nim być. To pieprzony kutas i skończony frajer. Nienawidzę go. Na moim zegarku wybiła godzina 17:00 a to, że miałam pół godziny drogi do kawiarni, zaczęłam się szykować. Poprawiłam makijaż, ubrałam krótkie zielone szorty, białą bluzkę bez ramiączek i czarne, niskie koturny. O 17:25 wyszłam z domu i powolnym krokiem ruszyłam w stronę Starbucks’a. Po drodze włożyłam do uszu słuchawki i puściłam muzykę. Na parking kawiarni doszłam około 17:50 gdzie czekała już na mnie Peyton. -Hej kochana! –krzyknęłam i mocno ją przytuliłam. –Co u ciebie? –Byłam zadowolona ze spotkania, ponieważ dawno nie rozmawiałam z moją jedyną prawdziwą przyjaciółką. -Cześć Audrey! –również mnie przytuliła. –Wszystko w porządku, ale muszę ci coś powiedzieć. Idziemy? –powiedziała ze sztucznym uśmiechem na twarzy. -Jasne, chodźmy. –machnęłam ręką w stronę kawiarni, po czym skierowałyśmy się do wejścia. Peyton zajęła nam miejsca, natomiast ja poszłam zamówić. Znam ją bardzo dobrze, i wiem, co chciałaby wypić. Nadeszła moja kolej. Złożyłam zamówienie, na co kelnerka odparła, że za 5 minut przyniesie nam gotowe kawy. Podeszłam do naszego stolika i usiadłam naprzeciwko Peyton. Ja grzebałam coś w telefonie, a ona wyczekiwała kiedy nasze zamówienia dojdą. I właśnie w tej chwili przyszła kelnerka. Podziękowałyśmy i Peyton zaczęła: -No więc tak.. Chodzi o to, że.. –zacięła się, a to raczej nie będzie dobra wiadomość. –Emily.. Przespała się z Drakiem i jest z nim w ciąży. –Zachłysnęłam się.. Co?! Nienawidzę Drake’a, ale nie chcę by moja była ‘’przyjaciółka’’ miała z nim dziecko! -Co?! Ta pieprzona suka, jest w ciąży z moim ex?! –chyba krzyknęłam to trochę za głośno, ponieważ wszyscy ludzie spojrzeli na mnie jak na wariatkę. –Przepraszam. –zaczerwieniłam się ze wstydu, bo właśnie udzieliłam informacji kilkunastu osobom. -Uspokój się. To info nie jest potwierdzone, ale podobno widziano ją w Spa z okrągłym brzuchem. Obstawiałabym półtora miesiąca. –zaniepokoiłam się. Jest z nim od niecałych trzech miesięcy, a już ma z nim dziecko?! Dziwka.. -Jasne, przepraszam. Zmarnowałam sobie rok na przyjaźnienie się z fałszywą idiotką?! Jestem głupia. Jak mogłam tego nie zauważyc? -Przecież zawsze jak zaczynałyśmy temat o Drake’u to robiła maślane oczka, kłamiąc w żywe oczy, że jest sukinsynem. Suka. Nienawidzę jej tak bardzo jak jej bezwartościowego chłopaka, który puszcza się z każdą lepszą. –Daje im jeszcze miesiąc, a potem Emily przybiegnie do nas z płaczem, że przeprasza, ale to nie jej wina. Będzie taka poszkodowana, szukała wybaczenia w naszych ramionach. –Tak, taka właśnie jest Emily. Nigdy nie jest winna. Zawsze jest poszkodowana. O jej, jak szkoda mi tej suki. Tak mi jej szkoda, że mogłabym ją teraz rozdeptać. -No dobra, to żeby cię więcej nie denerwować, powiedz co tam u ciebie i Justina? –uśmiechnęła się tak jak zwykle gdy chciała się czegoś dowiedzieć. -Powiem ci szczerze, że jest świetnie. Jutro idziemy na imprezę. –zdziwiła się. Bardzo. -Ty i impreza? Serio? –udała oburzenie. –Od lat próbuję cię na to namówić, ale gdy tylko Bieber pojawia się w twoim życiu od razu idziesz z nim na imprezę. Pff! -Słuchaj to nie tak jak myślisz. Pierwszy raz mam chłopaka który mnie rozumie. Chcę go lepiej poznać. No i na pewno się nie schleję. Ja nie piję. -Tak, wiem. Jesteś abstynentką. –pokazała palcami znak „bla bla” –Ale musisz chociaż trochę spróbować, w końcu to impreza. -Jasne. -Ale obiecaj mi, że nie prześpisz się z jakimś frajerem, jak już spróbujesz używek? -Peyton! Nie zamierzam ćpać! I jeśli o to chodzi, to nigdy nie prześpię się z jakimś nieznajomym. Nie jestem dziwką. –uśmiechnęłam się, dopijając swoją kawę. –Słuchaj, muszę już iść, ale zobaczymy się w poniedziałek, tak? -Jasne. –ona również dopiła swoją kawę. Wyrzuciłyśmy kubki i wyszłyśmy. Ona poszła do samochodu a ja skierowałam się w stronę domu. Po drodze zobaczyłam coś czego nigdy bym się nie spodziewała. Zobaczyłam chłopaka który klęczał z wargą w krwi, a za nim chłopaka w wieku Justina. Chłopak który klęczał, błagał o życie, a drugi tylko szyderczo się śmiał i już miał strzelić mu kulkę, kiedy potknęłam się i wpadłam. Stałam teraz dosłownie przed chłopakiem, który zaraz miał zabić człowieka. -Witam, kochanie. Co tu robisz? –zamurowało mnie. Odezwał się do mnie. Serce prawie wypadło mi z piersi, gdy przyciągnął mnie do siebie, tak, że byłam teraz 2 centymetry od niego. -N..nic.. –zająknęłam się. Szczerze mówiąc, bałam się o swoje życie. -Oh, dlaczego się boisz księżniczko? –objął mnie ramieniem wywołując u mnie dreszcze. –W sumie to trochę niebezpieczne, że taka piękna dziewczyna jak ty spaceruje sama o 20:30. Ta dzielnica, nie jest zbyt bezpieczna. -Puść mnie.. Proszę.. –w moich oczach pojawiły się łzy, zauważył to. -Nie płacz kochanie. Na razie ci nic nie zrobię, ale zabieram cię do siebie. Za dużo widziałaś. -Nie chcę do ciebie iść. –prawie płakałam. –Nic nie powiem, obiecuję. –gdy ten już ciągnął mnie do swojego samochodu, nagle za plecami usłyszałam głos.. Justina! -Puść ją kurwa! –krzyknął, trzymając pistolet w ręku. –Ostrzegam cię Mick. Puść ją albo cię zajebie. I to teraz. –ten tylko szyderczo się zaśmiał, przyciskając rękę do mojej szyi. Nie miałam powietrza. Straciłam przytomność. Justin’s POV: To co zobaczyłem wprawiło mnie w taki nastrój, że z chęcią rozjebałbym wszystko na swojej drodze. Zobaczyłem jak Audrey próbuje odepchnąć od siebie Micka. Pieprzony kutas. Ma dużo odwagi skoro położył łapy na mojej dziewczynie. -Puść ją kurwa! –krzyknąłem, trzymając pistolet w ręku. –Ostrzegam cię Mick. Puść ją albo cię zajebie. I to teraz. –Mick tylko szyderczo się zaśmiał, przyciskając rękę do szyi Audrey. Zemdlała. Byłem wkurwiony tym bardziej. –Widzę, że położyłeś łapy na mojej dziewczynie. -Oh, Bieber ma dziewczynę? Nie wiedziałem, że dawny Bad Boy może kochać. A tak poza tym, to byłaby dobra w łóżku. Jest śliczna, trzeba przyznać. –zacisnąłem pistolet w każdej chwili gotów strzelić temu chujowi w łeb. A wtedy usłyszałem słowa których nigdy bym się nie spodziewał.
*********************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************
I jest 10 rozdział :D Podziękowania dla Moriska ponieważ jako ona jedyna skomentowała ostatni rozdział. Do zobaczenia przy następnym rozdziale. Nie wiem kiedy bd ;)

środa, 16 października 2013

Rozdział 9



-Ale to jest.. To jest.. –byłam bardzo zdziwiona tym co zobaczyłam. –To miejsce jest magiczne.
-Z tego miejsca masz widok na całe miasto. Bywałem tu gdy byłem młody. –uśmiechnął się. -Jak znalazłeś to miejsce? Wygląda jak z bajki. –byłam zachwycona. Podbiegłam szybko do Justina i pocałowałam go. –Dziękuję, że mnie tu zabrałeś. To niesamowite. -Nie widziałaś jeszcze wszystkiego. -Nie? Są jeszcze jakieś niespodzianki? –Justin nie odpowiedział. Odchylił tylko grubą gałąź spróchniałego drzewa, pokazując przy tym najpiękniejszą rzecz na świecie. –Pole czerwonych tulipanów. –Justin.. To wspaniałe, naprawdę. -Wbiegłam szybko na pole zaczynając tarzać się w kwiatach. -Te kwiaty kojarzą mi się z Melody. Uwielbiała je. Zawsze kiedy byłyśmy jeszcze dziećmi chodziłyśmy do ogrodu babci i zrywałyśmy wszystkie które były. -Chyba bardzo kochałaś swoją kuzynkę? -Była dla mnie jak siostra której nigdy nie miałam. Wiedziała kiedy źle się czuję, kiedy coś mnie gryzie. Była także moją najlepszą przyjaciółką. –lekko się uśmiechnęłam. Justin podbiegł do mnie i zaczął podrzucać mnie na środku pola. -Tutaj nikt cię nie słyszy. Możesz wykrzyczeć dowolne słowa. –uśmiechnął się i postawił mnie na ziemi. -Naprawdę? Mogę? –Justin skinął głową. –Okej, zrobię to. –wzięłam głęboki oddech i wykrzyknęłam: -Kocham Justina Biebera! Najprzystojniejszego i najlepszego chłopaka pod słońcem! –widziałam jak Justin szeroko się uśmiecha i ma zamiar się odezwac. -Jestem najlepszy? Jeszcze kilka dni temu myślałem, że mnie nienawidzisz. –łobuzersko się uśmiechnął. –Wiedziałem, że zmienisz zdanie. Ja zawsze mam rację. -Jesteś tego pewny? –uśmiechnęłam się szeroko. –To może się założymy? Jeśli dobiegnę na koniec pola szybciej niż ty. Hmm.. dasz mi prowadzic! A jeśli ty wygrasz to.. -To dasz mi buziaka. –Buziaka? Tylko tyle? –Zgadzam się. Zaczyamy? -Buziaka? Niech będzie. –uśmiechnęłam się i krzyknęłam START. –zaczęłam biec ale już wiem, że nie mam szans na wygraną. Dobiegłam na koniec pola trzy sekundy po Justinie. -Teraz płać. –mrugnął do mnie oczkiem i pokazał, że mam do niego podejść. Złapał mnie w talii i wpił swoje usta w moje. Są takie miękkie. Takie idealne, jak cały Justin. –i co? Wygrałem. -Zamknij się. –udałam naburmuszenie. Ale Justin tylko się zaśmiał i owinął swoją rękę w talii prowadząc mnie do samochodu. –Em.. Justin? -Tak, kochanie? –Kochanie. Te słowa sprawiły, że cieplej mi na sercu. -Wrócimy tu kiedyś? –zapytałam z nadzieją w oczach. –Proszę. -Kiedy tylko będziesz chciała. –uśmiechnął się, cmokając mnie w policzek. –Obiecuję. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w stronę mojego domu. Po drodze zadzwoniła do mnie mama. -Słucham? -Audrey, muszę dzisiaj zostać na bardzo ważnym spotkaniu, a potem wyjeżdżam na tydzień do Hiszpanii. Zobaczymy się za tydzień. Pieniądze są w pojemniku na ciasteczka. Łącznie około trzystu dolarów. Jeśli będziesz czegoś potrzebować, dzwoń. Zaproś koleżanki na noc: Tylko żednych imprez! Całuję, pa. -Jasne, nie ma sprawy. Do zobaczenia. –mama znowu wyjechała? To już któryś raz w tym miesiącu. Ale może to i lepiej? Mam cały dom dla siebie i Justina. -Co się dzieje? –Jay zapytał, nie spuszczając wzroku z drogi. -Nic, tylko moja mama znów gdzieś wyjechała. Nic ważnego. –kątem oka zauważyłam, że Justin łobuzersko się uśmiecha. -Czyli mamy cały dom dla siebie? –Poruszył zalotnie brwiami. Kocham każdy jego ruch. -Tak. A w sprawie domów. Ja jeszcze nie widziałam twojego! –udałam, że się obrażam. Ale fakt faktem, nie widziałam jeszcze jego domu. -Oh jasne. Możemy tam pojechać jeśli tylko chcesz. –uśmiechnął się. -Jasne. –wierciłam się z podekscytowania na fotelu, a mój chłopak tylko się śmiał. Mój chłopak.. Nie używałam tych słów od dwóch lat, ale opłaciło się, ponieważ mam teraz najlepszego chłopaka w całej szkole. Wszystkie suki mogą mi tylko zazdrościć. Zwłaszcza te dziewczyny które dogryzały mi, że z nim nie będę, zawsze jak wysiadałam z jego samochodu. Po około dwudziestu minutach wjechaliśmy na strzeżone osiedle. Podjechaliśmy do dużego białego domu.. Jest jego? Justin zgasił silnik, podszedł i otworzył mi drzwi. Objął mnie w talii podczas gdy ja napawałam się widokiem tych wszystkich domów. Nigdy nie widziałam tej dzielnicy. -To tutaj. –Justin powiedziała otwierając drzwi wielkiego, białego domu. –Wejdź. –uśmiechnął się, zamykając drzwi na klamkę. W środku wszystko wyglądało normalnie. Jak dom zwykłego nastolatka. Średnia idealnie wykończona kuchnia, salon z plazmowym telewizorem i tysiącem gier video i wiele innych pokoi. Ale jeden w szczególności mnie intrygował. Znajdował się na górze w środku korytarza. Drzwi były złote: Oczywiście nie z prawdziwego złota. Już chciałam wejść gdy Justin odciągnął mnie, ciągnąc do swojej sypialni. Otworzył drzwi, a to co zobaczyłam za nimi przebijało wszystko inne na głowę. -Justin. Czy to twoja sypialnia? Mieszkasz sam? –sypialnia była wielka. Na środku znajdowało się wielkie łóżko z biało-czarną pościelą, po prawej stronie była komoda, po lewej zaś wielka szafa. Na podłodze mieścił się wielki, okrągły, brązowy dywan. A na suficie lampa ze sztucznych kryształów. W sypialni były jeszcze jedne, małe drzwi. Otworzyłam je, a to co zobaczyłam zdziwiło mnie jeszcze bardziej. To łazienka. Na samym środku znajdowało się wielkie jacuzzi, a na ścianie wisiało wielkie lustro. Z prawej strony znajdowała się umywalka z kilkoma szafeczkami. A po lewej mały regał z kilkoma książkami. Były tam także ręczniki i różne łazienkowe rzeczy. Zgaduję, że toaleta znajduje się na dole. -Jeśli o to chodzi to, tak mieszkam sam. –uśmiechnął się. –I widzę, że ci się podoba. -Bardzo. Jest lepszy niż mój. O wiele. –wychodząc z łazienki usiadłam na łóżku Justina, bawiąc się włosami. –Jak było cię na to wszystko stać? -Wiesz. Miałem wiele różnych prac w przeszłości. Ale to nieważne. Grunt, że ci się podoba. –Justin położył się obok mnie, wsuwając rękę w moją talię. Przytulił się do mnie i pocałował. –Justo szkoła. Pamiętasz? -Oh, tak.. Szkoła. Zapomniałam. –z mojej twarzy momentalnie zniknął uśmiech. Szkoła to ostatnie czego bym chciała, zwłaszcza po tak udanym weekendzie. Zejście się z Justinem, kawa ze Starbucks’a, cudowne miejsce, pole pełne tulipanów, jego dom.. A wszystko to zniszczy szkoła. Ale plusem jest to, że nasza wychowawczyni posadziła Justina obok mnie. Teraz chyba zaczęłam ją kochać. -Musisz się wyspać. Odwieźć cię? –uśmiechnął się jeżdżąc nosem po moim uchu a następnie szyi, wywołując u mnie uczucie podniecenia. -Nie chcę spać sama. –posmutniałam faktem, że mojej mamy znowu nie ma i muszę spać sama. -Jeżeli pozwolisz to zostanę u ciebie i dopilnuję żebyś spała spokojnie. -Naprawdę? Zrobisz to dla mnie? –uśmiechnęłam się szeroko przytulając się do jego torsu. -Dla mojego skarba wszystko. –cmoknął mnie lekko w usta, wstając z łóżka. Zrobiłam to samo kierując się za nim w dół schodów. Justin zamknął dom, otwierając drzwi swojego Ferrari. Wsiadłam do samochodu na miejsce pasażera, zapięłam pasy i czekałam na Jaya. W końcu wsiadł i odpalił samochód. Wyjechaliśmy na drogę i po około pięciu minutach byliśmy na miejscu. Wysiadłam z auta kierując się w stronę domu, otwierając drzwi i wpuszczając Justina do środka.
******************************************************************************************************************************************************************
Komentujcie <33