-Oh, Bieber ma dziewczynę? Nie wiedziałem, że dawny Bad Boy może kochać. A tak poza tym, to byłaby dobra w łóżku. Jest śliczna, trzeba przyznać. –zacisnąłem pistolet w każdej chwili gotów strzelić temu chujowi w łeb. A wtedy usłyszałem słowa których nigdy bym się nie spodziewał. –Kiedy zabijałem Jazzy było fajnie. Mogę to powtórzyć z największą chęcią. –zamarłem. Kopnął Audrey w żebro najmocniej jak umiał. Obudziła się, trzymając rękę na żebrze. Po tym Mick podniósł ją do góry i pocałował. Tak, pocałował. Na moich oczach, a ja nie mogłem nic z tym zrobić, ponieważ wciąż byłem wstrząśnięty przypomnieniem imienia Jazzy. Kim była? Siostrą. Miała 6 lat kiedy zginęła z ręki Micka. Nienawidził całej naszej rodziny od zawsze. Sam, nie wiem dlaczego. Widziałem, że Audrey próbuje się bronić, ale była zbyt słaba. Już chciałem strzelić mu w łeb, ale ten wyprzedził mnie i strzelił mi dwie kulki w prawą nogę. Nie mogłem wstać. Mój pistolet upadł gdzieś daleko. Widziałem jak bierze ją na ręce, i prowadzi do samochodu. Mogłem tylko krzyczeć. Próbowałem dosięgnąć pistolet, ale nic z tego. Był za daleko. Kątem oka zauważyłem jak Mick odjeżdża z Audrey. Byłem załamany. Zadzwoniłem do Chaza.
-Halo? Słuchaj mam problem. Mick zabrał gdzieś Audrey. Dasz radę go namierzyć?
-Jasne, żaden problem, ale dlaczego ją zabrał?
-Wkurwił mnie i chciałem strzelić, wyprzedził mnie.. Długa historia. Namierz go. Cześć.
-Okej, cześć.
Teraz mogłem tylko czekać, aż Chaz namierzy tego skurwiela, a wtedy już nie będzie tak miło. Wymierzę mu pistolet prosto w twarz i będę miał go z głowy. Zabił moją siostrę. Dotknął i pocałował MOJĄ dziewczynę. Zajebię go. Mam teraz jak najgorsze przeczucia. Doczołgałem się do pistoletu i powoli wstałem. Powoli doszedłem do samochodu i ruszyłem do domu. Na miejscu byłem około pięć minut później. Kopnąłem w drzwi, a te otworzyły się z hukiem.
-Namierzyłeś go?
-Nie. Coś zakłóca sygnał.
-Pierdolony dupek. –syknąłem, po czym poszedłem do łazienki opatrzyć sobie ranę. Nie ma mowy bym poszedł do szpitala. Nigdy w życiu. Pęsetą wyjąłem sobie kulki, po czym zabandażowałem sobie nogę. Wyszedłem z łazienki i podszedłem do maszyny z której można było namierzać ludzi.
Audrey’s POV.
Wziął mnie na ręce i niósł do swojego samochodu, a ja nie miałam siły żeby mu się opierać. Nadal doskwierał mi ból żeber. Pieprzony, damski bokser. Wrzucił mnie na przednie siedzenie tak, że uderzyłam nogą o deskę rozdzielczą. Zabolało. Sam wsiadł na swoje miejsce i zarzucił sobie moje nogi na kolana. Próbowałam je zabrać, ale ten przyciskał je gdy tylko to robiłam, więc zrezygnowałam. Ruszył samochód.
-Jak się czujesz piękna? –Prychnęłam, po czym odpowiedziałam:
-Pieprz się. –nie mam zamiaru dać mu satysfakcji, że jestem na jego rozkazy. Szyderczo się uśmiechnął po czym przejechał ręką po mojej klatce piersiowej.
-Nie zapominaj w czyim samochodzie jesteś, skarbie.
-Nie prosiłam się żeby tu być. –znowu prychnęłam, zabierając nogi z jego kolan. Gwałtownie zatrzymał samochód.
-Posłuchaj słoneczko. Jesteś tu, bo ja tak chcę. –tym razem pogłaskał mnie po włosach. Skurwiel. Zepchnęłam jego rękę tak, że uderzył nią w fotel. –Radzę ci mnie nie odpychać, bo mogę być najlepszym co cię w życiu spotkało.
-W snach. –prychnęłam po czym położyłam łokieć na ramie okna odwracając się w stronę szyby.
-Kochanie gdy już będę cię pieprzył, zobaczysz co to znaczy rozkosz.
-Nigdy nie będziesz mnie pieprzył. Justin na to nie pozwoli. A poza tym nie jestem dziwką za którą mnie uważasz.
-Oh. Nie uważam cię za dziwkę. Jesteś po prostu do mojej dyspozycji. A co do Justina to nie byłbym taki pewien. Czy nie powinien już tu być? –Ruszył samochód z powrotem. –A i co do tego pieprzenia, to jeszcze się przekonasz. -Musnął ustami mój policzek. Wytarłam ręką policzek, czując obrzydzenie. On tylko się zaśmiał. –Jesteś taka słodka i zabawna. Idealny materiał na dziewczynę. –ignorując ostatnie zdania odparłam:
-Ah no tak. Do jutra muszę być z powrotem w domu, bo idę z Justinem z na imprezę. –uśmiechnął się.
-Na imprezę? No to zmienimy twoje plany. Zostaniesz u mnie kilka dni.. tygodni.. zostaniesz u mnie do czasu aż mi się znudzisz. –Teraz już wiem, że jest typem chłopaka który bawi się dziewczyną a później wyrzuca ją na ulicę. Skąd się biorą tacy ludzie?!
-Justin mnie znajdzie. –wyznałam, czekając na reakcję.
-Przestań pierdolić mi już o Justinie. Justina tu nie ma. Będziesz musiała zadowolić się tym co masz. A teraz masz tylko mnie. Spokojnie kochanie. Zaspokoję twoje pragnienie.
-Nie mam żadnych pragnień.
-Zgrywasz niedostępną? Lubię takie.
-Nie zgrywam. Dla ciebie nigdy nie będę dostępna. –założyłam ręce na siebie i nagle samochód się zatrzymał. Znajdowaliśmy się przed wejściem do dużego, białego budynku. Mick otworzył mi drzwi, podając rękę. Oczywiście nie wzięłam jej tylko wysiadłam. Ten wziął mnie na ręce, a ja zaczęłam go kopać. On tylko zaśmiał się i przeniósł mnie przez drzwi które jak przypuszczam prowadziły do salonu. Na kanapie siedziało czterech chłopaków chyba w wieku Justina. Stanęłam na nogi i czekałam co mam robić, bo o ucieczce nie było mowy. Chłopcy zaczęli gwizdać. Skurwysyny.
-Chodź za mną. –ruszyłam za nim do kuchni. Była duża i także biała. Wyciągnął z lodówki sok pomarańczowy i popchnął go w moją stronę. Odrzuciłam go na podłogę. Nie mam ochoty brać niczego z jego lodówki. –Podnieś to.
-Nie mam zamiaru. –uśmiechnęłam się w duchu. Jestem w domu kogoś kto mnie uprowadził i jest niebezpieczny, a i tak się z nim kłócę.
-Dobrze. Niech leży. Jak zachce ci się pic to go sobie weźmiesz.
-Wolałabym umrzeć. –prychnęłam.
-To się akurat da załatwić kochanie. A teraz chodź za mną. –poprowadził mnie schodami w górę. Stanął przed pokojem z brązowymi drzwiami i otworzył je. To sypialnia. –Będziesz spała ze mną.
-Nie będę spała z tobą, ponieważ nie spędzę tu nawet jednej nocy. Justin po mnie przyjdzie. –poczułam piekącą rękę na swoim policzku. Uderzył mnie. –Jesteś pieprzonym, damskim bokserem. –nie mam zamiaru dać mu satysfakcji. Zachowuję się jak zimna suka i nie przestanę.
-Nie zaprzeczam. –wepchnął mnie do pokoju po czym zamknął drzwi. Zostałam sama.
Justin’s POV:
-Mam sygnał. Są w dużym białym bloku dwie przecznice stąd.
-Więc ten jebany dupek zabrał Audrey do starego magazynu? Nieźle. –podszedłem do szafki, wyciągnąłem pistolety i podałem je chłopakom. –Nie chciałem żeby Audrey wiedziała co robię, ale cóż, nie mam wyboru. –po tych słowach wyszliśmy i wsiedliśmy do samochodu Chaza. Czarnego Range Rovera. Wyjechaliśmy na drogę i po około dziesięciu minutach byliśmy na miejscu. Wysiedliśmy z samochodu i skierowaliśmy się do drzwi. Kopnąłem w nie i po chwili byliśmy już w środku.
-Co jest kurwa?! –Mick krzyknął trzymając w dłoni pistolet. –Ah to ty Bieber. Audrey nie myliła się mówiąc, że po nią przyjdziesz. Hmm.. Może nie jest aż taka głupia?
-Gdzie ona jest?! –ręce trzęsły mi się na dźwięk jej imienia. Ciarki przeszły mi przez całe ciało.
-Spokojnie.. Jest tutaj i wspaniale się bawi. –szyderczo się uśmiechnął.
-Gdzie ona kurwa jest?! –w tej chwili z góry dobiegł mnie krzyk Audrey. Odepchnąłem Micka i pobiegłem schodami w górę. Wszedłem do pokoju z którego wydobywał się krzyk i zobaczyłem jak podwładny Micka przykłada do ust Audrey jakąś szmatę. Z prochami jak przypuszczam. –Puść ją kurwa! Teraz! –strzeliłem mu kulkę w łeb. Nie żył.
-Justin.. Przyszedłeś po mnie. –Audrey była wyczerpana. Zajebie skurwiela. –Dziękuję.
-Chyba nie myślałaś, że cię zostawię? –lekko się uśmiechnąłem widząc jej wyczerpanie. –Dasz radę dojść do schodów?
-Tak tylko.. Kręci mi się w głowie. –zemdlała. Wziąłem ją na ręce i wyszedłem z pokoju. Przeszedłem przez korytarz. Mick zniknął.
Skierowałem się do samochodu i położyłem Audrey na siedzeniu pasażera. Wyjechałem z podjazdu i skierowałem się do swojego domu. Po około dziesięciu minutach byłem na miejscu. Wysiadłem, wziąłem Audrey pod ramię, zamknąłem samochód i otworzyłem frontowe drzwi. Kopnąłem w nie lekko i zakluczyłem. Wszedłem do salony z Audrey pod ręką i położyłem ją na kanapie. Poszedłem do łazienki po szmatę oraz kawałek waty. Zrobiłem z tego maskę, nasypałem wanilii i przyłożyłem Audrey do twarzy. Obudziła się. To zawsze działa.
-Gdzie jesteśmy? –przyłożyła sobie rękę do głowy, a ja zabrałem od niej maskę.
-W moim domu kochanie. –uśmiechnąłem się i rzuciłem maską daleko w kąt. –Jak się czujesz?
-Chyba dobrze. Ale trochę boli mnie głowa. –usiadłem obok niej, a ona położyła mi głowę na kolana. –Mick to skurwiel.
-Tak wiem.
-Skąd go znasz? –zapytała, podniosła głowę z moich kolan i usiadła obok mnie.
-Uh.. Wiesz.. Kiedyś robiłem z nim pewne interesy. –bawiłem się palcami, ponieważ nie chcę aby Audrey wiedziała co robiłem. Nie chcę żeby się mnie bała.
-Jakie interesy?
-Teraz to nieważne. Chcesz się czegoś napić? Może jesteś głodna? –zapytałem żeby uniknąć tematu. Chyba się udało.
-Masz sok pomarańczowy i oreo?
-Pytanie. To zawsze u mnie znajdziesz. –podkreśliłem słowo zawsze. Wziąłem ciastka z szafki oraz sok z lodówki i poszedłem z powrotem do Audrey. –Słuchaj. Może zamiast iść jutro na imprezę, sami ją urządzimy hm? Co ty na to?
-W sumie czemu nie. Chyba nie czułabym się skrępowana przy ludziach których znam. –otworzyłem paczkę z oreo, podałem Audrey sok i sięgnąłem po kartkę i długopis które leżały na półce.
-Jutro o 17:00?
-Zgoda.
-Dobra. Kupimy jedzenie, picie itp. To kogo zapraszamy?
-Na pewno Peyton.
-Chaza i Ryana. –wymienialiśmy tak jeszcze kilka minut i zaprosiliśmy chyba pół szkoły.
-Um.. Justin odwieziesz mnie do domu?
-Jasne. Wezmę tylko kluczyki. –Audrey wyszła z domu i skierowała się do podjazdu, ja również. Otworzyłem jej drzwi następnie otworzyłem swoje, zamknąłem i odpaliłem samochód. Jechaliśmy w ciszy. Po około piętnastu minutach byliśmy na miejscu. Wysiadłem, otworzyłem drzwi Audrey i na pożegnanie pocałowaliśmy się. Ma takie miękkie usta. Chciałbym ją całować cały czas. Potem poczekałem aż weszła do środka i odjechałem.
Audrey’s POV:
Pożegnałam się z Justinem i weszłam do domu. Sama nie wiem dlaczego byłam przygnębiona, ale wiem, że nadal bolała mnie głowa. Weszłam po schodach na górę i otworzyłam drzwi do swojego pokoju. Popatrzyłam na zegarek w Iphonie który wskazywał 19:45 po czym odłożyłam telefon na komodę. Włączyłam telewizor. Zatrzymałam na kanale MTV. Ściągnęłam spodnie i rzuciłam je do łazienki. Z szafy wzięłam piżamę czyli fioletowe bokserki, oraz bluzkę i krótkie spodenki z myszką miki. Tak wiem trochę dziecinne. Ale zanim zdążyłam wejść do łazienki w telewizji zaczęła lecieć moja ulubiona piosenka. Bez namysłu rzuciłam wszystko na łóżko i zaczęłam tańczyć jak wariatka na środku pokoju. W tej chwili przyszedł do mnie sms. Podeszłam do komody i odczytałam go.
*******************************************************************************************************************************
Heejooo. I jest nastepny rozdział :D Jak widzicie rozdziały nie są regularne. Czasami są szybko a czasami nie. I jak myślicie kto napisał do Audrey ?
Kiedy następne? Kocham te opowiadanie ♥♥♥
OdpowiedzUsuń