piątek, 22 listopada 2013

Rozdział 12

Od: Nieznany ,,Nieźle się ruszasz. Moje ciało cię pragnie. Do zobaczenia niedługo. xx” Pomyślałam, że Justin robi sobie żarty więc odpisałam. Do: Nieznany ,,Justin te żarty stały się nudne już za pierwszym razem” Po około dwóch minutach dostałam odpowiedź. Przeczytałam. ,,Przykro mi skarbie, ale to nie twój Justin. Jak mówiłem do zobaczenia niedługo. xx” Wystraszyłam się. Dlaczego jestem prześladowana? Dlaczego to muszę być ja?! Podeszłam do balkony i zasłoniłam okno. Podeszłam do łóżka, zabrałam piżamę oraz telefon i skierowałam się do łazienki. Na toaletce zostawiłam Iphona, zdjęłam ubrania i razem z piżamą powiesiłam je na wieszaku. Odkręciłam wodę, wlałam truskawkowy płyn i weszłam do wanny. Ta w moment napełniła się wodą z różowymi bąbelkami. Zakręciłam wodę i rozluźniłam swoje ciało. Z półki wzięłam kokosowy szampon i namydliłam sobie głowę. Piana skapywała do wody, co powodowało mieszanie się zapachów. Wywołało to słodką woń. Kiedy moja głowa była już namydlona, zaczęłam myć każdą część ciała po kolej. Zaczynając od rąk, na stopach kończąc. Gdy moje ciało osiągnęło już szczyt relaksu wyszłam z wanny, sięgnęłam po ręcznik i wytarłam się. Założyłam piżamę, a brudne ciuchy włożyłam do kosza na pranie. Włosy zwinęłam w niechlujnego koka. Zgarnęłam jeszcze telefon z toaletki i wyszłam z łazienki. Położyłam go na szafce nocnej, zgasiłam światło i zasnęłam. ~•~ Jem właśnie śniadanie. Tosty. Mam ochotę wybrac się na zakupy z Peyton. Nie byłam na zakupach tak dawno, że chyba nie pamiętam jak wygląda sukienka.
-Hej Peyton wybierzesz się ze mną na zakupy? -Jasne kochanie, kiedy? –odpowiedziała natychmiast. Domyślam się, że świecą jej się oczy, jak zawsze kiedy jest zadowolona. -Spotkamy się w Cookie’s za pół godziny? -Okej czekam. Na razie. -Na razie. –rozłączyłam się, po czym poszłam się ubrać. Wzięłam z komody bieliznę, natomiast z szafy czarną sukienkę sięgającą za uda, czarne zakolanówki oraz białą narzutkę na sukienkę. Weszłam do łazienki. Włosy uczesałam i rozpuściłam, poprawiłam makijaż i zeszłam po schodach na dół. Ubrałam czarne koturny, zamknęłam dom i ruszyłam przed siebie w kierunku centrum handlowego. Szłam powolnym krokiem; wiatr rozwiewał moje włosy na wszystkie strony, a ja cieszyłam się dniem. Doszłam do centrum w piętnaście minut i skierowałam się do Cookie’s. Tak jak myślałam, Peyton siedziała już na miejscu z dwoma lodami czekoladowo-waniliowymi. Gdy mnie zobaczyła wstała i przytuliła mnie. -Hej kochanie. -Witaj Peyton, co u ciebie? –zapytałam i usiadłam na swoim miejscu. Wzięłam swojego loda i zaczęłam go jeść. -Wszystko dobrze, ale teraz szybko jedz i idziemy. Jestem podniecona, bo dawno nie byłam na zakupach. –Peyton wzięła swojego loda i zjadła go kilkoma gryzami. -Tak ja też. –Ja również skończyłam. Wyszłyśmy z lodziarni i skierowałyśmy się do pierwszego sklepu po drodze. ~~*~~ Jestem wykończona. Po całym dniu zakupów i gadaniu o imprezie rzuciłam torby obok łóżka i poszłam do łazienki się przebrać. Zerknęłam na godzinę i odłożyłam Iphona na toaletkę. Zegar wskazywał 13:20. Przebrałam się, wzięłam telefon i wyszłam z łazienki. Postawiłam torby na łóżko i wypakowywałam każdą po kolei. Kupiłam beżową sukienkę, białe zakolanówki, jeansowe szorty, fioletowe Converse i czarne koturny. Torby złożyłam i włożyłam do szafy. Może kiedyś się przydadzą. Postanowiłam zadzwonić do Justina. Justin’s POV: -Witaj skarbie, nie możesz wytrzymać beze mnie pięciu minut? Wrr. –w telefonie wyświetlił mi się numer Audrey. Błyskawicznie odebrałem. -Justin przestań! Chciałbyś się spotkać? -Jasne. Przyjadę do ciebie. Co ty na to? -Jasne. Kocham cię. Pa. –rozłączyła się. Poszedłem do sypialni przebrać się. Wybrałem koszulkę z napisem „Doing Real Stuff Suck” ,czarne spodnie opadające w kroku, czerwone Supry oraz czerwony Full Cap z Obey’a. Kiedy skończyłem zszedłem z powrotem po schodach, wziąłem kluczyki do auta, zamknąłem dom i ruszyłem w kierunku samochodu. Wyjechałem na drogę i po około piętnastu minutach jazdy byłem już u Audrey. Zapukałem do drzwi, a ona błyskawicznie stanęła przed nimi i skoczyła mi na szyję. Przytuliłem ją i pocałowałem w policzek. Zaprosiła mnie do domu, usiadłem na kanapie i pokazałem jej żeby do mnie dołączyła. Usiadła obok mnie. -Justin byłam na zakupach. Chcesz wiedzieć co kupiłam? –mówiła z podekscytowaniem. -Jasne. –uśmiechnąłem się. Audrey nakazała mi iść w kierunku schodów. Tak też zrobiłem. –Pamiętasz, że dzisiaj o 17:00 impreza u Mnie? –uśmiechnęła się. -Jasne, że pamiętam! Myślisz, że po co szłabym na zakupy?! –rzuciła mi gniewna spojrzenie. Podniosłem ręce w geście obronnym. –Uh! Gdzie są te ubrania?! –przetrząsała całą komodę. Otworzyłem szafę i pokazałem ręką Audrey ciuchy których nigdy nie widziałem. –To te? -Uh. Tak. –zawstydziła się. Wyjęła ubrania z szafy i położyła na łóżko. Zaczęła pokazywać mi wszystkie ubrania po kolei. Na imprezie będzie wyglądała gorąco. –Pójdę się przebrać, to może pokażę ci jak Umm.. Wyglądam. Co ty na to? -Jasne. Czekam. –wyjąłem Iphona z kieszeni i sprawdziłem Twittera. Nic ciekawego. W tym czasie Audrey wyszła z łazienki. Wyglądała tak gorąco jak jeszcze nigdy. –Mrr. Chodź tu. –pokazałem palcem na siebie, na znak żeby podeszła. Usiadła obok mnie zawstydzona. –Nie wstydź się. Wyglądasz seksownie. –polizałem ją po szyi. Jęknęła. Podnieciłem ją, wspaniale. Położyła się na łóżku, a ja leżałem na niej. Przyssałem się jej do szyi tak, że zrobiłem jej malinkę. Ona przyciągnęła mnie do siebie namiętnie całując. Już miała zacząć się ta romantyczna chwila, kiedy mój telefon zawibrował przypominając, że trzeba wracać do domu i zacząć organizować imprezę. Audrey wstała, ja również. Podeszła do lustra i odskoczyła. -Justin co ty mi zrobiłeś?! –pogłaskała malinkę. Chyba jednak jej się nie spodobało. -Malinkę. -Justin, jak ja wyglądam?! Teraz wszyscy będą myśleć, że mnie przeleciałeś! Ughh! –stała przy lustrze zdenerwowana. –Okej. Nic się nie stało. Zakryję to szalikiem. –wyluzowała. Mam taką nadzieję. Wyszła z pokoju a ja tuż za nią. Zamknąłem drzwi a następnie zszedłem po schodach. Wyszedłem za Audrey na podjazd, zamykając wcześniej drzwi po raz kolejny. Otworzyłem jej drzwi do mojego Ferrari, potem usiadłem na swoje miejsce i ruszyłem. Po około dwudziestu minutach byliśmy na miejscu. Otworzyłem swoje drzwi, następnie drzwi Audrey i pozwoliłem żeby wysiadła. Otworzyłem dom i zaprosiłem ją. -Pójdę do kuchni po wszystko na imprezę a ty skocz po alkohol. Jest w drugiej sypialni od lewej na górze. –uśmiechnąłem się i ruszyłem w stronę kuchni, patrząc jak Audrey idzie w górę schodów. Wyciągałem z szafki wszystko po kolei. Od ciastek po kieliszki do drinków. Wyjąłem z kieszeni telefon i zadzwoniłem do Chaza. Potrzebuję barmana. -Yo Chaz. Skoro i tak wpadasz na imprezę to może możesz serwować drinki? -Jeszcze pytasz?! To moja fucha! Przygotuj wszystko. Yo. –Rozłączył się. Zacząłem wszystko ustawiać, kiedy zobaczyłem Audrey schodzącą ze schodów. Audrey’s POV: Znalazłam w sypialni kilka rzeczy potrzebnych do drinka, szampany i wiele innych rzeczy. Postanowiłam znieść najpierw szampany. W końcu mamy jeszcze kilka godzin. Schodziłam właśnie po schodach, kiedy poślizgnęłam się i spadłam w dół turlając się. Cały alkohol rozbił się i wylał na mnie. Byłam tak przemoczona, że ubrania przylegały mi do skóry. Zapach alkoholu przyprawiał mnie o mdłości. Próbowałam wstać podpierając się, ale moja ręka odmówiła mi posłuszeństwa. Podniosłam ją tak, by widoczna była wewnętrzna część. Tak jak myślałam, szkło wbiło mi się w dłoń. Justin podbiegł do mnie. Pomógł mi wstać, a następnie zaprowadził mnie na kanapę, każąc czekać, aż wróci. Moja ręka krwawiła. Zawsze mdli mnie na widok krwi, również teraz. Justin wrócił, usiadł obok mnie i polał mi rękę wodą utlenioną. Pisnęłam. -Nie bój się. Trochę popiecze, i przestanie. –uśmiechnął się, a potem podał mi bandaż. Zawinęłam go sobie wokół ręki i odwzajemniłam uśmiech Justina. Ten patrząc mi głęboko w oczy, wpił się w moje usta tak, że zabrakło mi powietrza. Odwzajemniłam gest, kładąc się na nim. Jak podejrzewam Justin zrobił mi właśnie drugą malinkę, ponieważ czuję jak przyssał mi się do szyi. Niekontrolowanie jęknęłam. -Justin.. -Cii.. –Justin włożył rękę za moją bluzkę. W sumie nie przeszkadzało mi to. Już miał rozpinać mój stanik kiedy drzwi otworzyły się z hukiem, ukazując dwóch kolesi stojących w wejściu. Odskoczyliśmy od siebie momentalnie, ale niestety zauważyli to. -Chyba wam nie przeszkodziliśmy? –Chłopak podnosił i opuszczał brwi, pokazując tym samym ręką jakiś gest. –Przyszliśmy nie w porę? -Umm.. Nic nie szkodzi. Jestem Audrey –zarumieniona podałam dłoń chłopakom. -Ja jestem Chaz a to Ryan. –Chaz pokazał na drugiego chłopaka stojącego w przy drzwiach. –Jesteś niezła. –zarumieniłam się, ale kątem oka zauważyłam jak Justin puszcza mordercze spojrzenia w stronę chłopaka mówiąc tym samym bezgłośnie ‘’Lepiej nie próbuj”. Ryan podał mi rękę, nie odzywając się. –Dobra to jak? Zaczynamy? –Chaz potarł ręce o siebie, podchodząc do stolika na którym jak przypuszczam będzie robił drinki. Wyjęłam Iphona z kieszeni patrząc na zegarek. Wskazywał 16:50.Chaz pobiegł po alkohol który został a po paru minutach wszystko było już gotowe. Pierwsi goście zaczęli się schodzić. Przedstawialiśmy sobie znajomych. Kilku gości szalało z Ryanem na parkiecie, natomiast kilku innych piło drinki u Chaza. Jeszcze inni lizali się w kątach mieszkania Justina. Ja i Jay całowaliśmy się oparci o ścianę, pochłonięci swoimi ustami. Świat dla nas nie istniał. ~~*~~ Obudziłam się rano na łóżku obok Justina w jego sypialni, nie pamiętając co wydarzyło się wczorajszego wieczoru. Justin jeszcze spał. Wyglądał słodko, jak dziecko. Spojrzałam na zegar wiszący nad jego komodą. Wskazywał godzinę 14:15. Postanowiłam go obudzić. -Umm. Justin.. Wstawaj już. -Pięć minut mamo! –zachichotałam. W tym momencie Justin pociągnął mnie w swoją stronę tak, że teraz leżałam na nim. Pocałował mnie delikatnie w usta, po czym zeszłam z niego, a on wstał. Podszedł do komody i wyjął czystą bieliznę. Z szafy natomiast wyciągnął szare jeansy, białą, zwykłą bluzkę i czarną skórę oraz FullCap. Zdjął koszulkę. Wyglądał cholernie seksownie. Mierzyłam go od czubka głowy, po końce pleców. -Podoba ci się to co widzisz? –spojrzał w moją stronę, łobuzersko się uśmiechając. Zawstydzona usiadłam na łóżku. Justin tylko się zaśmiał. -Słuchaj muszę już iść. –uśmiechnęłam się do niego. -Odwiozę cię. -Nie trzeba, przejdę się. Świeże powietrze dobrze mi zrobi. –podeszłam do niego, całując go namiętnie w usta. Odwzajemnił gest, obejmując mnie w talii. Nasze języki wałczyły ze sobą o dominację. Odsunęłam się od niego. –Do zobaczenia kochanie. -Do zobaczenia. –Zdążyłam zobaczyć tylko jak wsunął na siebie koszulkę, zanim zeszłam schodami w dół. Wyszłam z jego domu ruszając w kierunku ulicy na której mieszkam. Miałam na sobie jeszcze wczorajsze ciuchy. Śmierdziałam alkoholem. Pamiętam jak jakiś zachlany frajer wylał na mnie pół butelki tego gówna. W pewnym momencie ktoś uderzył mnie czymś w głowę. A potem była tylko ciemność.
************************************************************************************************************************
Heeej. Dalej nie mamy ustalonego termimu co ile bd dodawany rozdział ale wole nie mówić bo jak bedzie opóźnienie to bd źle. Mam nadzieje że wam sie podoba. Do następnego rozdziału ;)

wtorek, 5 listopada 2013

Rozdział 11

-Oh, Bieber ma dziewczynę? Nie wiedziałem, że dawny Bad Boy może kochać. A tak poza tym, to byłaby dobra w łóżku. Jest śliczna, trzeba przyznać. –zacisnąłem pistolet w każdej chwili gotów strzelić temu chujowi w łeb. A wtedy usłyszałem słowa których nigdy bym się nie spodziewał. –Kiedy zabijałem Jazzy było fajnie. Mogę to powtórzyć z największą chęcią. –zamarłem. Kopnął Audrey w żebro najmocniej jak umiał. Obudziła się, trzymając rękę na żebrze. Po tym Mick podniósł ją do góry i pocałował. Tak, pocałował. Na moich oczach, a ja nie mogłem nic z tym zrobić, ponieważ wciąż byłem wstrząśnięty przypomnieniem imienia Jazzy. Kim była? Siostrą. Miała 6 lat kiedy zginęła z ręki Micka. Nienawidził całej naszej rodziny od zawsze. Sam, nie wiem dlaczego. Widziałem, że Audrey próbuje się bronić, ale była zbyt słaba. Już chciałem strzelić mu w łeb, ale ten wyprzedził mnie i strzelił mi dwie kulki w prawą nogę. Nie mogłem wstać. Mój pistolet upadł gdzieś daleko. Widziałem jak bierze ją na ręce, i prowadzi do samochodu. Mogłem tylko krzyczeć. Próbowałem dosięgnąć pistolet, ale nic z tego. Był za daleko. Kątem oka zauważyłem jak Mick odjeżdża z Audrey. Byłem załamany. Zadzwoniłem do Chaza. -Halo? Słuchaj mam problem. Mick zabrał gdzieś Audrey. Dasz radę go namierzyć? -Jasne, żaden problem, ale dlaczego ją zabrał? -Wkurwił mnie i chciałem strzelić, wyprzedził mnie.. Długa historia. Namierz go. Cześć. -Okej, cześć. Teraz mogłem tylko czekać, aż Chaz namierzy tego skurwiela, a wtedy już nie będzie tak miło. Wymierzę mu pistolet prosto w twarz i będę miał go z głowy. Zabił moją siostrę. Dotknął i pocałował MOJĄ dziewczynę. Zajebię go. Mam teraz jak najgorsze przeczucia. Doczołgałem się do pistoletu i powoli wstałem. Powoli doszedłem do samochodu i ruszyłem do domu. Na miejscu byłem około pięć minut później. Kopnąłem w drzwi, a te otworzyły się z hukiem. -Namierzyłeś go? -Nie. Coś zakłóca sygnał. -Pierdolony dupek. –syknąłem, po czym poszedłem do łazienki opatrzyć sobie ranę. Nie ma mowy bym poszedł do szpitala. Nigdy w życiu. Pęsetą wyjąłem sobie kulki, po czym zabandażowałem sobie nogę. Wyszedłem z łazienki i podszedłem do maszyny z której można było namierzać ludzi. Audrey’s POV. Wziął mnie na ręce i niósł do swojego samochodu, a ja nie miałam siły żeby mu się opierać. Nadal doskwierał mi ból żeber. Pieprzony, damski bokser. Wrzucił mnie na przednie siedzenie tak, że uderzyłam nogą o deskę rozdzielczą. Zabolało. Sam wsiadł na swoje miejsce i zarzucił sobie moje nogi na kolana. Próbowałam je zabrać, ale ten przyciskał je gdy tylko to robiłam, więc zrezygnowałam. Ruszył samochód. -Jak się czujesz piękna? –Prychnęłam, po czym odpowiedziałam: -Pieprz się. –nie mam zamiaru dać mu satysfakcji, że jestem na jego rozkazy. Szyderczo się uśmiechnął po czym przejechał ręką po mojej klatce piersiowej. -Nie zapominaj w czyim samochodzie jesteś, skarbie. -Nie prosiłam się żeby tu być. –znowu prychnęłam, zabierając nogi z jego kolan. Gwałtownie zatrzymał samochód. -Posłuchaj słoneczko. Jesteś tu, bo ja tak chcę. –tym razem pogłaskał mnie po włosach. Skurwiel. Zepchnęłam jego rękę tak, że uderzył nią w fotel. –Radzę ci mnie nie odpychać, bo mogę być najlepszym co cię w życiu spotkało. -W snach. –prychnęłam po czym położyłam łokieć na ramie okna odwracając się w stronę szyby. -Kochanie gdy już będę cię pieprzył, zobaczysz co to znaczy rozkosz. -Nigdy nie będziesz mnie pieprzył. Justin na to nie pozwoli. A poza tym nie jestem dziwką za którą mnie uważasz. -Oh. Nie uważam cię za dziwkę. Jesteś po prostu do mojej dyspozycji. A co do Justina to nie byłbym taki pewien. Czy nie powinien już tu być? –Ruszył samochód z powrotem. –A i co do tego pieprzenia, to jeszcze się przekonasz. -Musnął ustami mój policzek. Wytarłam ręką policzek, czując obrzydzenie. On tylko się zaśmiał. –Jesteś taka słodka i zabawna. Idealny materiał na dziewczynę. –ignorując ostatnie zdania odparłam: -Ah no tak. Do jutra muszę być z powrotem w domu, bo idę z Justinem z na imprezę. –uśmiechnął się. -Na imprezę? No to zmienimy twoje plany. Zostaniesz u mnie kilka dni.. tygodni.. zostaniesz u mnie do czasu aż mi się znudzisz. –Teraz już wiem, że jest typem chłopaka który bawi się dziewczyną a później wyrzuca ją na ulicę. Skąd się biorą tacy ludzie?! -Justin mnie znajdzie. –wyznałam, czekając na reakcję. -Przestań pierdolić mi już o Justinie. Justina tu nie ma. Będziesz musiała zadowolić się tym co masz. A teraz masz tylko mnie. Spokojnie kochanie. Zaspokoję twoje pragnienie. -Nie mam żadnych pragnień. -Zgrywasz niedostępną? Lubię takie. -Nie zgrywam. Dla ciebie nigdy nie będę dostępna. –założyłam ręce na siebie i nagle samochód się zatrzymał. Znajdowaliśmy się przed wejściem do dużego, białego budynku. Mick otworzył mi drzwi, podając rękę. Oczywiście nie wzięłam jej tylko wysiadłam. Ten wziął mnie na ręce, a ja zaczęłam go kopać. On tylko zaśmiał się i przeniósł mnie przez drzwi które jak przypuszczam prowadziły do salonu. Na kanapie siedziało czterech chłopaków chyba w wieku Justina. Stanęłam na nogi i czekałam co mam robić, bo o ucieczce nie było mowy. Chłopcy zaczęli gwizdać. Skurwysyny. -Chodź za mną. –ruszyłam za nim do kuchni. Była duża i także biała. Wyciągnął z lodówki sok pomarańczowy i popchnął go w moją stronę. Odrzuciłam go na podłogę. Nie mam ochoty brać niczego z jego lodówki. –Podnieś to. -Nie mam zamiaru. –uśmiechnęłam się w duchu. Jestem w domu kogoś kto mnie uprowadził i jest niebezpieczny, a i tak się z nim kłócę. -Dobrze. Niech leży. Jak zachce ci się pic to go sobie weźmiesz. -Wolałabym umrzeć. –prychnęłam. -To się akurat da załatwić kochanie. A teraz chodź za mną. –poprowadził mnie schodami w górę. Stanął przed pokojem z brązowymi drzwiami i otworzył je. To sypialnia. –Będziesz spała ze mną. -Nie będę spała z tobą, ponieważ nie spędzę tu nawet jednej nocy. Justin po mnie przyjdzie. –poczułam piekącą rękę na swoim policzku. Uderzył mnie. –Jesteś pieprzonym, damskim bokserem. –nie mam zamiaru dać mu satysfakcji. Zachowuję się jak zimna suka i nie przestanę. -Nie zaprzeczam. –wepchnął mnie do pokoju po czym zamknął drzwi. Zostałam sama. Justin’s POV: -Mam sygnał. Są w dużym białym bloku dwie przecznice stąd. -Więc ten jebany dupek zabrał Audrey do starego magazynu? Nieźle. –podszedłem do szafki, wyciągnąłem pistolety i podałem je chłopakom. –Nie chciałem żeby Audrey wiedziała co robię, ale cóż, nie mam wyboru. –po tych słowach wyszliśmy i wsiedliśmy do samochodu Chaza. Czarnego Range Rovera. Wyjechaliśmy na drogę i po około dziesięciu minutach byliśmy na miejscu. Wysiedliśmy z samochodu i skierowaliśmy się do drzwi. Kopnąłem w nie i po chwili byliśmy już w środku. -Co jest kurwa?! –Mick krzyknął trzymając w dłoni pistolet. –Ah to ty Bieber. Audrey nie myliła się mówiąc, że po nią przyjdziesz. Hmm.. Może nie jest aż taka głupia? -Gdzie ona jest?! –ręce trzęsły mi się na dźwięk jej imienia. Ciarki przeszły mi przez całe ciało. -Spokojnie.. Jest tutaj i wspaniale się bawi. –szyderczo się uśmiechnął. -Gdzie ona kurwa jest?! –w tej chwili z góry dobiegł mnie krzyk Audrey. Odepchnąłem Micka i pobiegłem schodami w górę. Wszedłem do pokoju z którego wydobywał się krzyk i zobaczyłem jak podwładny Micka przykłada do ust Audrey jakąś szmatę. Z prochami jak przypuszczam. –Puść ją kurwa! Teraz! –strzeliłem mu kulkę w łeb. Nie żył. -Justin.. Przyszedłeś po mnie. –Audrey była wyczerpana. Zajebie skurwiela. –Dziękuję. -Chyba nie myślałaś, że cię zostawię? –lekko się uśmiechnąłem widząc jej wyczerpanie. –Dasz radę dojść do schodów? -Tak tylko.. Kręci mi się w głowie. –zemdlała. Wziąłem ją na ręce i wyszedłem z pokoju. Przeszedłem przez korytarz. Mick zniknął. Skierowałem się do samochodu i położyłem Audrey na siedzeniu pasażera. Wyjechałem z podjazdu i skierowałem się do swojego domu. Po około dziesięciu minutach byłem na miejscu. Wysiadłem, wziąłem Audrey pod ramię, zamknąłem samochód i otworzyłem frontowe drzwi. Kopnąłem w nie lekko i zakluczyłem. Wszedłem do salony z Audrey pod ręką i położyłem ją na kanapie. Poszedłem do łazienki po szmatę oraz kawałek waty. Zrobiłem z tego maskę, nasypałem wanilii i przyłożyłem Audrey do twarzy. Obudziła się. To zawsze działa. -Gdzie jesteśmy? –przyłożyła sobie rękę do głowy, a ja zabrałem od niej maskę. -W moim domu kochanie. –uśmiechnąłem się i rzuciłem maską daleko w kąt. –Jak się czujesz? -Chyba dobrze. Ale trochę boli mnie głowa. –usiadłem obok niej, a ona położyła mi głowę na kolana. –Mick to skurwiel. -Tak wiem. -Skąd go znasz? –zapytała, podniosła głowę z moich kolan i usiadła obok mnie. -Uh.. Wiesz.. Kiedyś robiłem z nim pewne interesy. –bawiłem się palcami, ponieważ nie chcę aby Audrey wiedziała co robiłem. Nie chcę żeby się mnie bała. -Jakie interesy? -Teraz to nieważne. Chcesz się czegoś napić? Może jesteś głodna? –zapytałem żeby uniknąć tematu. Chyba się udało. -Masz sok pomarańczowy i oreo? -Pytanie. To zawsze u mnie znajdziesz. –podkreśliłem słowo zawsze. Wziąłem ciastka z szafki oraz sok z lodówki i poszedłem z powrotem do Audrey. –Słuchaj. Może zamiast iść jutro na imprezę, sami ją urządzimy hm? Co ty na to? -W sumie czemu nie. Chyba nie czułabym się skrępowana przy ludziach których znam. –otworzyłem paczkę z oreo, podałem Audrey sok i sięgnąłem po kartkę i długopis które leżały na półce. -Jutro o 17:00? -Zgoda. -Dobra. Kupimy jedzenie, picie itp. To kogo zapraszamy? -Na pewno Peyton. -Chaza i Ryana. –wymienialiśmy tak jeszcze kilka minut i zaprosiliśmy chyba pół szkoły. -Um.. Justin odwieziesz mnie do domu? -Jasne. Wezmę tylko kluczyki. –Audrey wyszła z domu i skierowała się do podjazdu, ja również. Otworzyłem jej drzwi następnie otworzyłem swoje, zamknąłem i odpaliłem samochód. Jechaliśmy w ciszy. Po około piętnastu minutach byliśmy na miejscu. Wysiadłem, otworzyłem drzwi Audrey i na pożegnanie pocałowaliśmy się. Ma takie miękkie usta. Chciałbym ją całować cały czas. Potem poczekałem aż weszła do środka i odjechałem. Audrey’s POV: Pożegnałam się z Justinem i weszłam do domu. Sama nie wiem dlaczego byłam przygnębiona, ale wiem, że nadal bolała mnie głowa. Weszłam po schodach na górę i otworzyłam drzwi do swojego pokoju. Popatrzyłam na zegarek w Iphonie który wskazywał 19:45 po czym odłożyłam telefon na komodę. Włączyłam telewizor. Zatrzymałam na kanale MTV. Ściągnęłam spodnie i rzuciłam je do łazienki. Z szafy wzięłam piżamę czyli fioletowe bokserki, oraz bluzkę i krótkie spodenki z myszką miki. Tak wiem trochę dziecinne. Ale zanim zdążyłam wejść do łazienki w telewizji zaczęła lecieć moja ulubiona piosenka. Bez namysłu rzuciłam wszystko na łóżko i zaczęłam tańczyć jak wariatka na środku pokoju. W tej chwili przyszedł do mnie sms. Podeszłam do komody i odczytałam go.
*******************************************************************************************************************************
Heejooo. I jest nastepny rozdział :D Jak widzicie rozdziały nie są regularne. Czasami są szybko a czasami nie. I jak myślicie kto napisał do Audrey ?