poniedziałek, 30 grudnia 2013

Rozdział 14

-C..Co? Mówisz serio? -Jasne, dlaczego miałbym kłamać? -Po prostu nie mogę w to uwierzyć. Nigdy bym się tego nie spodziewał. –Zwróciłem głowę w stronę Audrey. Pokazywała mi kciuk w górę. -Więc zgadzasz się? –Scooter wstał z krzesła. -Jasne. -Tak więc witamy w Island Records Justin. –Scooter podał mi dłoń. -Dziękuję. –uśmiechnąłem się. - Zadzwonię do Ciebie niedługo. Podaj mi swój numer. –Podałem mu numer po czym Scooter już nic nie powiedział. Wyszedł zostawiając mnie samego z Audrey. Oczy świeciły się jej w podnieceniu. Nic nie mówiąc podbiegła do mnie przytulając mnie. Odwzajemniłem uścisk całując ją lekko w czoło. Następnie objąłem ją w talii i wyszliśmy z szatni. Wokół nas zebrała się grupa dziewczyn z kartkami w rękach. Już mieliśmy się przeciskać gdy jedna dziewczyna spytała: -Dasz nam autograf? –Woah, co? –Widziałyśmy twój filmik i bardzo ładnie śpiewasz. To jak? –dziwkarsko się uśmiechnęła. -Jasne. –odparłem także się uśmiechając. Spojrzałem na Audrey, była przeszywana wzrokiem przez dziewczyny które stały wokół nas. Czuła się niezręcznie. Puściłem ją. Wziąłem długopis od jednej z dziewczyn i podpisałem im kartki. Pożegnałem się, ponownie złapałem Audrey w talii i skierowaliśmy się w stronę klasy. ~~*~~ Koniec szkoły na dziś. Nareszcie. Przez wszystkie lekcje ktoś na mnie patrzył. Czułem się co najmniej dziwnie. Jestem Justin Bieber zwykły nastolatek którego kiedyś nikt nie chciał znać. Razem z Audrey wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy. Postanowiłem zrobić jej niespodziankę jako wynagrodzenie ze te wszystkie spojrzenia które dzisiaj otrzymała przeze mnie. Moja niespodzianka miała wyglądać tak: Odwiozę ją do domu, a następnie zrobię coś czego nigdy by się nie spodziewała. Audrey siedziała oparta o szybę patrząc w dal za nią. Dojechaliśmy pod jej dom. Audrey wysiadła. -Ty nie idziesz? –pytała zdziwiona. -Umm.. Muszę jeszcze coś zrobić ale zobaczymy się później. Okej? –puściłem jej oczko. Zaśmiała się. -Cokolwiek. –Zamknęła drzwi i weszła do domu. Odjechałem z podjazdu. Audrey’s POV: Weszłam do domu. Udałam się do kuchni. Z szafki wyciągnęłam paczkę Oreo. Czy jestem od nich uzależniona? Ooo tak! Bardzo! To najlepsze ciastka jakie kiedykolwiek ktoś wymyślił. Kończąc moje rozmyślania podeszłam do schodów i wchodząc nimi na górę uderzyłam się w nogę. -Kurwa! –krzyknęłam w myślach. Weszłam na górę i ruszyłam korytarzem w stronę mojego pokoju. Ból w nodze ustawał. Dobrze. Rzuciłam ciastka na poduszkę i podeszłam do biurka by wziąć laptopa. Zgarnęłam go z biurka i usiadłam na łóżku opierając się o poduszki. Otworzyłam go, a następnie otwierałam po kolei każdą stronę. Wchodząc na Twittera zauważyłam posta Justina. Brzmiał tak: ‘’Przygotuj się na niespodziankę Shawty. #21 #godzina #wszystko #co #najlepsze #kocham #Cię’’ Widząc to uśmiechnęłam się do monitora, wstrzymując oddech. A więc pan Bieber ma dla mnie niespodziankę? Nieźle. Szybkim ruchem zamknęłam laptopa i rzuciłam go na poduszkę obok. Spojrzałam na zegarek. Wskazywał 13:45. Postanowiłam wybrać się na spacer po okolicy. Wyszłam z domu wcześniej zamykając drzwi. Ruszyłam w stronę parku. Chodziłam tam zawsze z Melody przed jej śmiercią. Wspomnienia właśnie do mnie wracały. -Melody przejdźmy się po okolicy. -Okej jak chcesz. Szłyśmy kilka minut aż doszłyśmy do niebezpiecznej części miasta. Wtedy zza rogu wyłonił się pijany frajer z butelką w ręce. -Co wy tu robicie?! Takie dziewczynki nie powinny tu chodzić, to niebezpieczne. -Umm.. Już sobie idziemy! –krzyknęłam i zaczęłam odchodzić. Gdy zauważyłam, że Melody nie idzie za mną stanęłam. Rozejrzałam się i już wiedziałam co będzie. Dziewczyna stała jak wryta gdy lufa pistoletu tego dziada była wycelowana w jej głowę. Nie wierzyłam. Byłam bardzo młoda gdy zobaczyłam swoje pierwsze morderstwo. Melody nie żyła. To koniec. Niespodziewanie wpadłam na kogoś w kapturem naciągniętym na głowę. Przeprosiłam. -Przepraszam. -Nie ma za co. –mruknął i odszedł. Stanęłam jak wryta. Dziwny typ. Dłużej się nie zastanawiając odeszłam. Postanowiłam zrobić niewielkie zakupy więc wybrałam się do supermarketu. Kilka minut później stałam już w sklepie z koszykiem w ręku. Chodziłam każdą alejką po kolei. Doszłam do tej na którą czekałam. Słodycze! Jestem dosyć niska więc gdy sięgałam po Oreo stając na palcach, potknęłam się i przewróciłam półkę. Przeklęłam w duchu i zaczęłam zbierać rozsypane po podłodze paczki ciasteczek. Niespodziewanie podszedł do mnie jakiś chłopak i pomógł mi zbierać. Był szatynem z brązowymi oczami. Jak Justin. Gdy wstał czubkiem głowy sięgałam mu do brody. Spojrzałam na niego z przymrużeniem oka. Skądś go znam. Na pewno. Podziękowałam i poszłam w dal alejki. Nagle stanęłam. Wiem kim był. Nie mogę uwierzyć. Wspomnienia powróciły do mnie ponownie tego wieczoru. -Damien proszę! -Nic z tego mała. –cmoknął ustami na znak, że nie zamierza oddać mi moich ciastek. -Oddaj mi moje ciastka i nie mów do mnie mała! –zrobiłam groźną minę, przymrużyłam oczy i wyciągnęłam rękę. -Dobra, tylko nie gryź. –podał mi ciasteczka i podniósł ręce w geście obronnym. Następnie słodko się uśmiechnęłam i otworzyłam ciastka. Wtedy przypomniał mi się dzień śmierci Melody. Łzy napłynęły mi do oczu. Ten podszedł do mnie, przytulił i powiedział, że wszystko będzie dobrze. Przytuliłam się do jego torsu i mocząc mu koszulkę łzami podziękowałam za wszystko. Widziałam, że chłopak odchodzi więc rzuciłam koszyk na podłogę i pobiegłam do niego skacząc mu na szyję. -Damien! Damien to ty! –łzy spływały mi po policzkach. To był mój pierwszy, prawdziwy przyjaciel. Kochałam go jak brata. On stał zdezorientowany i odepchnął mnie lekko od siebie. –Co ty.. Damien? Nie poznajesz mnie? -No sorry ale jakoś cię nie kojarzę. –tym razem łzy zaczęły skapywać mi na podłogę. -Ale Damien.. Damien to ja.. Nie poznajesz? –z jego wyrazu twarzy wyczytałam, że nie. Postanowiłam odpuścić. –Nieważne, pomyśl, że tej sytuacji nie było. –machnęłam ręką i wróciłam do koszyka. -Audrey poczekaj, żartowałem! –krzyknął za mną. Że co..? –Oczywiście, że Cię pamiętam. Chodź do mnie. -Otworzył ramiona, a ja momentalnie w nie wbiegłam. -Damien tak się cieszę! –płakałam mu w ramię. -Ja też.. Tyle lat Audrey.. Powiedz co słychać? -Wszystko bardzo dobrze. –wzięłam z ziemi koszyk i udaliśmy się do kasy. Wyłożyłam wszystkie zakupy na ladę i odłożyłam koszyk na bok. –Opowiadaj wszystko co ciekawe. Do jakiej szkoły chodzisz? -Oh.. Widzisz, nie chodzę do szkoły. Kiedy się pożegnaliśmy popadłem w lekką depresję i rzuciłem to. –skamieniałam. –Ale znalazłem dobrze płatną pracę co mi wszystko rekompensuje. -Oh, naprawdę? Jaką? -Umm.. Nieważne. –uśmiechnął się. Próbował zmienić temat rzucając takie słowa: -Ja zapłacę. Pozwolisz? -Nie powinieneś ale dziękuję. –uśmiechnęłam się i wyciągnęłam portfel z torebki. Wyjęłam potrzebną sumę pieniędzy, zapłaciłam i wyszliśmy. Spojrzałam na zegarek w Iphonie i ku mojemu zdziwieniu było bardzo późno. Zegar wskazywał 18:45. -Odwieźć cię do domu? –spytał gdy weszliśmy na parking marketu. -Jasne, chętnie. Dziękuję Damien. –uśmiechając się, wziął torby z moich rąk i wrzucił do bagażnika swojego Rang Rovera. Następnie wpuścił mnie na siedzenie pasażera i wyruszył w stronę ulicy. Kierowałam go gdzie ma jechać, ponieważ po tym incydencie z Melody kilkakrotnie się przeprowadzałam. Kiedy dojechaliśmy podziękowałam za wszystko i wyciągając torby z bagażnika usłyszałam słowa: -Daj mi swój numer. -Oh, jasne. –wyciągnęłam malutką kartkę oraz długopis z torebki i zapisałam tam swój numer. -Dzięki mała. –powiedział i puścił mi oczko. ‘’Mała’’ To słowo które mówił najczęściej. Nie zmienił się. Zamknęłam bagażnik i weszłam do domu. Zamknęłam drzwi i rzuciłam torby w kuchni. Następnie rozpakowałam każdą po kolei i podeszłam do schodów wchodząc nimi na górę. Momentalnie włączyłam laptopa i weszłam na Twittera. Szybko sprawdziłam swoją stronę po czym przeczytałam Twittera Justina. Zobaczyłam coś co lekko mnie zdziwiło. Był to Tweet od jakiegoś kolesia z twarzą gangstera. ‘’Bieber bawi się w śpiewanie? BadBoye tak nie robią. Frajer.’’ Okej, to dziwne? Ale, że badboy? Nic już nie rozumiem. Nieważne. Zamknęłam laptopa i nieoczekiwanie dostałam smsa. Tak jak myślałam, od Justina. ‘’Przygotuj się na niespodziankę Shawty. Będę o 8:00 wieczorem. Ubierz coś ładnego. xx” Niespodzianka? To dlatego Bieber nie ma czasu. Niespodzianka.. Byłam podekscytowana. Sprawdziłam godzinę. 19:40. Pobiegłam szybko do szafy i wybrałam ubrania na wieczór. Beżowa sukienka z wyciętym dekoltem oraz czarną wstążką, czarny sweterek oraz czarne baleriny. Wbiegłam do łazienki jak oparzona. Szybko zrobiłam ślicznego, wysokiego koka i poprawiłam makijaż. Popryskałam się perfumami od Giorgio Armaniego i wyszłam z łazienki. Patrząc na zegarek zauważyłam, że była już 8:00. Justin powinien ty zaraz być. I właśnie w tej chwili usłyszałam dźwięk klaksonu. Zeszłam po schodach na dół, wyszłam, zamknęłam drzwi i podeszłam do auta Justina. Wsiadłam i pocałowałam go na powitanie. -Mmm.. Miłe powitanie. –poruszył zabawnie brwiami. -Drobiazg. –uśmiechnęłam się i poprawiłam sukienkę. -Seksownie wyglądasz. –puścił mi oczko. Zaczerwieniłam się, jednak odpowiedziałam: -Dziękuję ty również. A tak w ogóle gdzie jedziemy? -A tak właśnie. Odwróć się. –wykonałam polecenie a Justin nałożył mi na oczy materiał żebym nic nie widziała. –To niespodzianka. Spodoba ci się. Na pewno nic nie widzisz? -Tak nic nie widzę. –uśmiechnęłam się i zaczęłam wiercić się na fotelu. -Whoa spokojnie, bo zrobisz dziurę Shawty. –zaśmiał się, a ja zrobiłam się czerwona. Postanowiłam zmienić temat. -Długo będziemy tam jechać? -Już prawie jesteśmy na miejscu. Właściwie to już tutaj. –Justin zgasił samochód i pomógł mi wysiąść. Prowadził mnie pod górkę. Kiedy w końcu stanął zdjęłam z oczu materiał. To co zobaczyłam zaparło mi dech w piersiach. To piknik, na naszej górze. Na środku stał mały stół z koszykiem jedzenia a wokół niego rozsypane były róże. W dodatku na stole stało już drogie wino oraz 2 kieliszki. -Podoba ci się? -Jest niesamowite. –wypuściłam oddech. Nawet nie wiedziałam, że go wstrzymuję. Aż do tej chwili. –Przeszedłeś samego siebie. -To nie wszystko. –uśmiechnął się i poszedł po coś co najwyraźniej leżało za stołem. To.. to gitara. –Usiądź. –wskazał palcem na ławkę. Wykonałam polecenie. Wtedy Justin zaczął śpiewać: ‘’ As long as you love me [x3] We're under pressure, Seven billion people in the world trying to fit in Keep it together, Smile on your face even though your heart is frowning But hey now, you know, girl, We both know it's a cruel world But I will take my chances As long as you love me We could be starving, we could be homeless, we could be broke As long as you love me I'll be your platinum, I'll be your silver, I'll be your gold As long as you love, love, love, love me As long as you love, love, love, love me I'll be your soldier, Fighting every second of the day for your dreams, girl I'll be your whole world You can be my Destiny's Child on the scene girl So don't stress, don't cry, we don't need no wings to fly Just take my hand As long as you love me We could be starving, we could be homeless, we could be broke As long as you love me I'll be your platinum, I'll be your silver, I'll be your gold As long as you love, love, love, love me As long as you love, love, love, love me’’ Zamarłam. Ta piosenka była.. nie do opisania. -Justin to jest.. niesamowite, wspaniałe. Sam to napisałeś? -Umm.. Tak, napisałem to z myślą o tobie. –Justin odłożył gitarę, a ja szybko wbiegłam w jego ramiona. –To najlepsza randka na świecie! -Cieszę się, że ci się podoba. A teraz może zjedzmy? –zaproponował. Pokiwałam głową i skierowaliśmy się do stołu. -Dzisiaj kiedy poszłam na zakupy spotkałam starego przyjaciela. Odwiózł mnie do domu i.. -Odwiózł Cię do domu? –Justin zapytał zszokowany. -Tak, spytał czy chcę a ja się zgodziłam. To chyba nie problem, co? -Nie.. –widziałam jak delikatnie zaciska pięści. –Opowiadaj dalej. -No więc byłam smutna, bo na początku myślałam, że mnie nie poznał, więc się rozpłakałam, a wtedy on przyznał, że żartował i przytuliłam się do niego. -Wiesz co, chyba nie mam ochoty na piknik.. -Co? Dlaczego? -Nie podoba mi się, że przytulasz nieznajomych. -On nie jest nieznajomym. -Dobra wiesz co?! Zapomnij. Zapomnij o mnie, o nas. Poleć do twojego ‘’przyjaciela’’. Na pewno Cię przyjmie. –Justin wybuchnął a ja zamarłam. Moje serce właśnie złamało się na pół. -Ale Justin.. –płakałam. Justin odszedł zostawiając mnie samą sobie. –Zostawisz mnie tutaj?! -Zadzwoń do przyjaciela. Przyjedzie po ciebie. –po tym zdaniu zniknął. Byłam załamana. Nawet nie zdążyliśmy się napić. Nic.. Usiadłam pod drzewem i patrzyłam jak samochód Justina odjeżdża. Skurwiel. Muszę wracać do domu pieszo.. Super, kocham Cię Justin.. Zabrałam wszystkie swoje rzeczy i poszłam w stronę domu. Mam nadzieję, że te pieprzone świnie zrobią sobie wolne od porywania Audrey. Kilka minut później byłam w domu. W złości rzuciłam butami o ścianę i pobiegłam do pokoju. Gdy zdążyłam zalać już poduszkę łzami nieoczekiwanie dostałam smsa. Miałam nadzieję, że będzie od Justina. Przeliczyłam się -To Damien. Treść smsa brzmiała: Od: Damien ‘’Cześć Audrey. Chciałabyś gdzieś wyskoczyć? Nie przyjmuję odmowy. ;)‘’ Szczerze nie miałam ochoty na spotkania, zwłaszcza po akcji z Justinem. Nie chciałam być wredna więc przyjęłam zaproszenie. Do: Damien ‘’Jasne, kiedy i gdzie? :)’’ Momentalnie dostałam odpowiedź. Od: Damien ‘’Wpadnę po Ciebie jutro o 8:00. Zabiorę Cię do restauracji, co ty na to?’’ Restauracja? Dobry początek. Do: Damien ‘’Jasne, czekam. Ale czekaj.. To nie randka?” Od: Damien: ,,Nic, w tym rodzaju, to po prostu przyjacielski gest. Czekam, na razie.’’ Postanowiłam nie odpisywać. Gdy moja ręką sięgała już wysokości biurka, tak by odłożyć telefon, on ponownie zawibrował. Kurwa czy oni kiedyś dadzą mi spokój?! Od: Nieznany ‘’Pójście do restauracji? Dobra myśl. Poczekam jeszcze chwilę na dobry moment a wtedy.. ahh.. Sama zobaczysz. Do zobaczenia. xx’’ Momentalnie wybrałam numer do Justina. Jeden sygnał, drugi, trzeci.. Nie odbiera. Super. Zrobiło mi się niedobrze. Pobiegłam szybko do łazienki i zawartość mojego żołądka poleciała razem z wodą. Popatrzyłam na siebie w lustrze. Wyglądałam jak wrak człowieka. Chwilę później wyszłam z łazienki i coś przykuło moją uwagę. Krzyknęłam.
*************************************************************************************************************************************************************************************
Spodziewaliście się takiego zakończenia ? Co bd z Justinem i Audrey ? Już nie moge się doczekać nn a wy ?

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Rozdział 13

Obudziłam się w pomieszczeniu z białymi ścianami otoczona sześcioma chłopakami. Na ich czele stał wysoki brunet jakoś w wieku Justina. Siedziałam podparta o ścianę, ze związanymi rękami. Wypuściłam oddech. Nawet nie wiedziałam, że go wstrzymywałam, aż do teraz. Chłopak nakazał im wyjść. Tak też zrobili. -Patrzcie kto się obudził. Witaj księżniczko. –brunet łobuzersko się do mnie uśmiechnął puszczając mi oczko. Miałam odruch wymiotny. Popatrzyłam na niego gniewnie, po czym spuściłam głowę. –Oh.. Nie podoba ci się tu? -Wypuść mnie. –mówiłam bardziej do podłogi niż do niego. -Oh.. Nie ma mowy. Mam plany wobec ciebie. Jesteś dosyć.. atrakcyjna. –podniosłam głowę i zobaczyłam, że uśmiecha się do mnie. Sukinsyn. –Ale kiedy skończę poczujesz taką rozkosz jak nigdy dotąd. –Dopiero teraz zauważyłam, że trzymał w ręku nóż. -Nawet mnie nie dotkniesz. –powiedziałam odważnie. On tylko się zaśmiał. -Myślisz, że nie jestem do tego zdolny skarbie? Nie znasz mnie. –Puścił mi oczko. Trzeba powiedzieć, że jest całkiem przystojny jak na porywacza-sukinsyna. –Przyklęknął obok mnie. –Spodoba ci się. –Splunęłam prosto w jego twarz. -Ty suko! –poczułam pieczenie na policzku. Uderzył mnie. –Nigdy więcej tego nie rób. –uderzył znowu. Łzy napływały mi do oczu. Nie dam temu popaprańcowi satysfakcji. Próbowałam je zatrzymać i najwyraźniej mi się udało. -Mój chłopak cię zajebie. –mruknęłam. Cholera.. usłyszał. -Tak? To dlaczego go tu nie ma? –uśmiechnął się. -Nic tu po twoim chłopaku kochanie. Zamierzam cię pieprzyć tak mocno, że dopiero wtedy poczujesz co to znaczy rozkosz. -Nie uda ci się to! –krzyknęłam mu w twarz. Ten wbił swoje paznokcie w moje ramiona i przesunął mnie po ścianie, tak że moje oczy były teraz na wysokości jego ust. Popatrzyłam na nie. Były malinowe jak Justina. Justin.. Kurwa dlaczego nie pozwoliłam odwieźć się do domu?! Jestem głupia. -Wiesz, ja jestem pewny, że jednak mi się uda. –po tych słowach wpił się w moje usta. Próbowałam się wyrwać, ale chłopak był za silny. Jego język powędrował po mojej dolnej wardze, prosząc o pozwolenie. Kiedy nie pozwoliłam mu, ten brutalnie wepchnął mi go do ust tak, że prawie się zakrztusiłam. Wreszcie go wyciągnął. Złapałam powietrze i spuściłam głowę. –Mmm dobrze smakujesz. Następnym razem nie próbuj się wyrywać, bo jak widzisz jestem silniejszy. -Nie będzie następnego razu. –syknęłam. -Zadziwia mnie twoja pewność siebie księżniczko. –uśmiechnął się, ukazując rząd śnieżnobiałych zębów. –Jesteś pewna siebie, odważna, atrakcyjna.. masz jakieś wady? -Nienawidzę skurwieli. –podniosłam głowę. Znowu poczułam pieczenie na policzku. –Przestań mnie bić! –Łzy napłynęły mi do oczu. –Czego ty chcesz?! -To proste. –jego uśmiech stał się jeszcze szerszy. –Ciebie. -Nie ma mowy popaprańcu. Mam chłopaka. –Splunęłam jeszcze raz na jego twarz. Tym razem mnie nie uderzył. Wbił mi w szyję nóż który trzymał wcześniej w ręce i przejechał nim po całej lewej stronie mojej szyi. -Od teraz jesteś moja, rozumiesz? –pokazał na ranę. –Nie dziękuj. -Jesteś pojebany! –krzyknęłam. Wyzwiska tylko dodają mu sił, ponieważ zaczął lizać moją szyję. Zassał ją. Kurwa zrobił mi malinkę. Czuję to. Następnie składał pocałunki na mojej szczęce, aż dotarł do upragnionego celu. Ust. Pocałował mnie namiętnie, pełen pożądania, a potem wsunął język między moje wargi, jak zrobił to wcześniej. Próbowałam go wypchać, ale on mruknął mi w usta, żebym przestała. Posłuchałam, ponieważ nie chcę mieć drugiej rany na szyi. Kiedy skończył wziął mnie na ręce jak pannę młodą i zaniósł na łóżko znajdujące się w drugim końcu pokoju. Położył mnie, a następnie usiadł na mnie okrakiem. Kopnęłam go, ale to go nie zabolało, bo wziął mnie za nogę i przejechał po niej nosem, łaskocząc mnie. Następnie rozwiązał moje ręce i ponownie zawiązał na kantach łóżka. To samo zrobił z moimi nogami. Cały czas krzyczałam i kopałam. -Zamknij się kurwa! –Rozerwał moją koszulkę. Leżałam teraz w staniku, przed oczami kolesia którego nie znam. Nawet nie wiem jak się nazywa! Następnie wziął nóż i przeciął moje szorty na pół, ukazując moje nogi w całej okazałości. Oblizał się. Jeździł po nich rękami wywołując u mnie ciarki. Płakałam. Nie chciałam być zgwałcona. Następnie on ściągnął koszulkę ukazując swój wyrzeźbiony tors. Nieświadomie oblizałam usta. –Nie martw się. Po wszystkim będziesz mogła sobie patrzeć do woli. –wywróciłam oczami sycząc. Podparł ręce po obu moich stronach, całując mnie namiętnie. –Za każdym razem twoje usta smakują jeszcze lepiej kochanie. –Teraz zabrał się do ściągania swoich spodni. Pogłaskał mnie po brzuchu. Skurwiel. Teraz zabrał się do ściągania mojego stanika. Jego ręce powędrowały na zapięcie, a ja nic nie mogłam z tym zrobić. Dlaczego dałam się złapać?! Kiedy już miał go rozpiąć ktoś mocnym kopnięciem otworzył drzwi. -Zostaw ją kurwa! –rozpoznałam głos Justina. Gdy zobaczył moje ubrania w przeciwległym kącie pokoju wpadł w furię. -Justin! –krzyknęłam w desperacji. Ten podbiegł do kolesia który zszedł z łóżka i uderzył go pięścią tak, że się przewrócił. –Następnie zaczął mnie odwiązywać. -Cii kochanie nie płacz. Wszystko będzie dobrze. –wyciągnął ze spodni nóż i rozciął liny. Zaraz, zaraz.. Justin z nożem? Niewiarygodne. Podszedł do chłopaka który leżał znokautowany na ziemi i odwrócił go w drugą stronę. Zaczął go bić. -Nigdy. *uderzenie* Nie dotykaj. *uderzenie* Mojej dziewczyny. *uderzenie*. –patrzył na niego gniewnie. Chłopak wstał i uderzył Justina z wargę. Leciała z niej krew. Justin wyciągnął z drugiej kieszeni pistolet, chcąc strzelić w chłopaka. -Justin nie! -krzyczałam. Położyłam jego rękę tak, by nie mógł strzelić. Podszedł jeszcze do chłopaka i kopnął go w żebra, po czym ściągnął koszulkę i dał mi ją, bym nie musiała chodzić półnaga. –Dziękuję. –wyszeptałam. Następnie pociągnął mnie za rękę i wyprowadził z budynku. Okolica była nieznajoma. Justin otworzył moje i swoje drzwi do Ferrari, po czym pośpiesznie odjechał, ponieważ chłopak zaczął strzelać w naszą stronę. -Schyl się! –krzyczał dalej kierując. Ostro skręcił w lewo tak, że prawie uderzyłam głową w deskę rozdzielczą. Kiedy już jak podejrzewam byliśmy bezpieczni Justin zwolnił a ja podniosłam głowę. –Pierdolony dupek. Następnym razem go zajebię! Kurwa! –uderzył ręką w kierownicę. Jego knykcie przybrały kolor biały. –Jak mogłem być tak głupi i pozwolić ci iść samej?! Jestem popierdolony. -Justin nie obwiniaj się. To ja nalegałam żeby iść pieszo. To nie twoja wina. –jego twarz promieniowała gniewem. Zakryłam szyję tak by nie było widać malinki oraz przecięcia. -Przysięgam, że jeśli jeszcze raz spotkam tego frajera to strzelę mu kulkę w łeb. –skręcił w dobrze znaną mi ulicę na której znajdował się mój dom. Zatrzymaliśmy się tuż przed nim, wysiadając z samochodu. Otworzyłam dom, wpuszczając go do środka. Skierowaliśmy się na kanapę w salonie. Patrzyłam jak Justin siada po czym usiadłam obok niego. -Dziękuję, że mnie uratowałeś. Kocham Cię. –pocałowałam go w policzek. –A tak w ogóle to skąd wiedziałeś, że tam będę? –uśmiechnęłam się dociągając koszulkę Justina do kolan. Była na mnie za wielka. -Miałem takie przeczucie. Więcej nie wychodzisz nigdzie sama, przynajmniej kiedy ja będę obok ciebie. –uśmiechnął się muskając moje usta. Odwzajemniłam pocałunek. Leżałam teraz na nim otulona jedynie jego koszulką. Pachniał nieziemsko. Właśnie mieliśmy pocałować się ponownie gdy zadzwonił mój telefon. Burknęłam. -Halo? -Audrey mój wyjazd trochę się przedłużył i zostaję tutaj jeszcze kilka dni. Mam nadzieję, że chodzisz do szkoły. Kocham Cię, pa. -Ale mam.. –rozłączyła się. Byłam zdziwiona. Bardzo. -Kto to? –Justin spytał patrząc w swój telefon. -Moja.. mama. -zajrzałam mu w telefon. Sprawdzał Twittera. -Co chciała? -Jej wyjazd się przedłuża. Umm.. To dziwne, że nawet nie wiem gdzie jest. Nieważne.. Co robisz? –zapytałam i oparłam się o jego ramię. -Przeglądam Twittera. Nic ważnego. –uśmiechnął się po czym schował Iphona do kieszeni. Idę dzisiaj do Chaza jedziesz ze mną? -Dziękuję ale nie. Mogę pomóc Ci się przygotować. Bierz kluczyki i jedziemy. –uśmiechnęłam się popychając go w stronę wyjścia. Prawie się nie ruszył. Tylko po cichu zaśmiał się patrząc w moją stronę. Zamknęłam dom i podeszłam do Ferrari. Kiesy Justin otworzył wsiedliśmy i ruszyliśmy w stronę jego domu. Piętnaście minut drogi później staliśmy już na jego podjeździe. Wysiedliśmy i weszliśmy do domu. Skierowaliśmy się na górę do jego sypialni. -Okej czego mam szukać? –zapytałam. -Możesz wyciągnąć z tej szafy śpiwór. –pokazał na szafę. Tak też zrobiłam. Moją uwagę przykuło coś ciekawego. Wyciągnęłam kilka kartek zapisanych piosenkami których nigdy nie słyszałam. Zapytałam Justina co to: -Umm.. Justin? Co to? –pomachałam kartkami, a tan spojrzał na mnie przerażonymi oczami wyrywając mi je z rąk. -To nic takiego. -Ty to napisałeś? Nie wiedziałam, że masz taki talent. –podrapał się po głowie. -Huh.. Ta, ja to napisałem. Ale nie uważam, że są jakieś szczególnie dobre. -Są świetne! –krzyknęłam. Justin usiadł na krześle przy biurku a ja na jego łóżku. –Zaśpiewaj coś. -Co? –zdziwił się. -Zaśpiewaj coś. –powtórzyłam. –Proszę. –zrezygnowany sięgnął po gitarę która także znajdowała się w szafie. “Hey, what's the situation? Ooh oh I'm just tryin' to make a little conversation Why the hesitation? Ooh oh Tell me what your name is, for your information Don't get me wrong, you know you're right Don't be so cold, we could be fire Tomorrow we'll go, let's start tonight You know what it's all about I could take you out I could take you home I could take you oh, where you wanna go I could pick it up We could take it slow I could take you oh, oh oh oh /2x I might have a reputation, ooh oh But there's only me and you in this equation I promise this occasion, ooh oh Is a different situation, for your information Don't get me wrong, you know it's right Don't be so cold, we could be fire Tomorrow we'll go, let's start tonight You know what it's all about I could take you out I could take you home I could take you oh, where you wanna go I could pick it up We could take it slow I could take you oh, oh oh oh /2x I could take you out I could take you home I could take you out I could take you home Baby señorita, ma chérie, please be my little lady My little lady Mi amor, you're the one I adore, come on be my little lady My little lady I could take you out I could take you home I could take you oh, where you wanna go I could pick it up We could take it slow I could take you oh, oh oh oh” -Jest niesamowita. Masz bardzo dobry głos. Dlaczego nie mówiłeś? -Nie wiem. Po prostu nie chciałem żebyś wiedziała, że śpiewam. -Dlaczego? -Sam nie wiem. Twarz Bad Boya nie pasuje do pioseneczek. -Nie przejmuj się. Masz świetny głos. Jak nazwiesz tę piosenkę? - ‘’Take You’’ -Okej, to teraz musimy zadbać aby usłyszał cię świat. -Co? Nie! –krzyknął zdziwiony. -Justin masz świetny głos! -Wiesz co? Zapomnij, że kiedykolwiek śpiewałem. Udawaj, że nie słyszałaś! -Jesteś popierdolony. -Tak? Niby czemu? –wstał idąc w moją stronę. -Bo nie chcesz aby twój głos usłyszał ktokolwiek! Dlaczego?! -Po prostu nie i koniec! -Wiesz co? Nie chcę z tobą rozmawiać! –wstałam kierując się do wyjścia. -Powiedziałem, że nigdzie nie wyjdziesz sama. Jeśli znowu ktoś cię porwie?! -Wolałabym żeby ktoś mnie porwał niż miałabym spędzić z tobą minutę dłużej! –wyszłam trzaskając drzwiami. -Audrey wracaj tu kurwa! –Justin krzyknął przez zamknięte drzwi. -Pierdol się! –wyszłam z jego domu trzaskając również drzwiami wejściowymi. Skierowałam się w stronę galerii handlowej. Szłam do Cookie’s. Doszłam tam pół godziny później. Spojrzałam na zegarek. Wskazywał 18:30. Zamówiłam czekoladowo-orzechowego szejka, zapłaciłam i wyszłam. Szłam do domu, było ciemno. Kurwa dzisiaj poniedziałek. Nie byłam w szkole. Trudno, pójdę jutro. Doszłam do domu kilkanaście minut później. Wyrzuciłam pudełeczko od zjedzonego loda i skierowałam się do swojego pokoju. Po drodze nuciłam piosenkę Jusa. Cholera, faktycznie jest bardzo dobra. Jest idiotą, że nie chcę pokazać się światu. Prychnęłam. Wchodząc do pokoju dostałam sms’a. Od: Nieznany ,,Pamiętaj co mówiłem kochanie. Jeszcze kilka dni i widzimy się ponownie. xx” Znowu dostaję sms’y od prześladowcy. Zajebiście! Postanowiłam się tym nie przejmować więc wyciągnęłam z szafy moją piżamę i weszłam do łazienki. Iphona położyłam jak zawsze na toaletce razem z piżamą. Zdjęłam ubrania, nalałam do wanny wody z płynem kokosowym. Gdy wanna napełniła się, weszłam do niej i rozluźniłam swoje ciało. Następnie wzięłam arbuzowy szampon i namydliłam głowę. Gdy skończyłam spłukałam szampon, wzięłam ręcznik, wytarłam się i nałożyłam piżamę. Zgarniając telefon z toaletki wyszłam z łazienki. Usiadłam przy biurku i włączyłam laptopa. Postanowiłam sprawdzić Twittera. Ku mojemu zdziwieniu miałam mnóstwo powiadomień. Głównie były to Tweety od nieznanych mi dziewczyn. Brzmiały: ‘’Masz wielkie szczęście” ‘’Twój chłopak ma wielki talent, kiedyś będzie sławny!’’ ‘’Zazdroszczę Ci” ‘’Śpiewanie to jego przeznaczenie, masz szczęście mając takiego chłopaka” O co w tym wszystkich chodzi?! Postanowiłam sprawdzić Twittera Justina. On również miał dużo Tweetów od nieznanych dziewczyn. Głównie takie: ‘’Jesteś niesamowity!’’ ‘’Kocham Cię!’’ ‘’Będziesz sławny!’’ ‘’Twoja dziewczyna ma szczęście!’’ Po mojej głowie krążyła tylko jedna myśl: O co w tym wszystkim chodzi?! Jestem zdezorientowana. W tym momencie zobaczyłam link który Justin wrzucił na Twittera. Otworzyłam go. Teraz jestem zdziwiona na maksa. Justin wrzucił na YouTube filmik jak śpiewa ‘’Take You’’. Komentarze brzmiały bardzo podobnie do tweetów dziewczyn. Oczywiście były też łapki w dół. Byłam tak cholernie zadowolona! Dopisek pod filmem brzmiał: ‘’Dla ciebie Shawty’’ oraz doczepiony link do mojego Twittera. Postanowiłam wybrać się do Justina i mu pogratulować. Przebrałam się z powrotem w ubrania po czym szybko wybiegłam z domu wcześniej zamykając drzwi. Biegłam. Dziesięć minut później byłam na miejscu. Zapukałam do drzwi Justina ale nikt nie otwierał. Zapukałam ponownie. Nic. Justina nie ma w domu. Wiem gdzie może być! Znowu biegłam. Biegłam do miejsca w które kiedyś zabrał mnie Justin. Kilkanaście minut potem wchodziłam już na górę. Tam zobaczyłam Justina siedzącego pod drzewem. Obserwował miasto. Podbiegłam do niego rzucając mu się na szyję. Pocałowałam go od tyłu w policzek. Uśmiechnął się. -Whoa, myślałem, że jesteś na mnie zła. –szeroko się uśmiechnął. -Bo byłam. Ale to już przeszłość. –uśmiechnęłam się pokazując rząd białych zębów. –Widziałam film. -Uh tak. Zrobiłem do dla ciebie. –uśmiechnął się, ale chwilę potem jego twarz pochmurniała. –Mam nadzieję, że ci się podoba. -Jasne, że tak! Wiesz, że kocham jak śpiewasz. Jeszcze nie zacząłeś a już masz grono fanów. Ludzie cię kochają! –on tylko się uśmiechnął i oparł z powrotem o drzewo. Usiadłam obok niego kładąc mu głowę na kolanach. Głaskał mnie po włosach patrząc na panoramę miasta. Ja również to robiłam. Zasnęliśmy. ~~*~~ Obudziliśmy się jakiś czas później. Zrobiło się bardzo ciemno. Spojrzałam na zegarek w Iphonie. 3:30. -Justin.. Dzisiaj szkoła. -Pieprzyć to. -Musimy iść. -Jasne, jasne. Wstawaj. –podniósł mnie ze swoich kolan wstając. Skierowaliśmy się w dół góry gdzie jak przypuszczam stał samochód Justina, ponieważ nie było go na podjeździe. Tak jak myślałam, stał tam. Justin otworzył. Wsiedliśmy i odjechaliśmy. Kilka minut później byliśmy na podjeździe mojego domu. -Przyjadę po ciebie rano kochanie. Śpij dobrze. –pocałował mnie na dobranoc, po czym wyszłam z samochodu. Otworzyłam drzwi a następnie z powrotem zamknęłam wchodząc do domu. W gardle było mi bardzo sucho. Skierowałam się do kuchni. Z lodówki wyjęłam sok pomarańczowy i wbiegłam po schodach do pokoju. Chciałam zasłonić okno na balkonie ale zobaczyłam coś co bardzo mnie zszokowało. Ktoś tam był. Szybko zaciągnęłam zasłony i odwróciłam się biegnąc w stronę drzwi. Zamknęłam je na klucz. Postawiłam sok na biurku i przebrałam się w piżamę po raz drugi. Położyłam Iphona na poduszkę i zasnęłam zaniepokojona wydarzeniem z tej nocy. ~~*~~ Obudził mnie dźwięk budzika. Jest taki denerwujący. Wstałam pośpiesznie z łóżka idąc w stronę szafy by wybrać ubrania na dzisiaj. Wybrałam białą bluzkę na ramiączkach, białe bolerko, czarne spodnie oraz Converse koloru czarnego. Z komody wzięłam bieliznę i poszłam do łazienki się odświeżyć. Ubrałam się po czym uczesałam włosy i zwinęłam je w dokładnego koka. Poprawiłam makijaż i wyszłam z łazienki. Zegar ścienny wskazywał 7:25. Justin powinien zaraz być. W tym momencie zadzwonił klakson. Zbiegłam szybko zgarniając torebkę oraz Iphona. Zamknęłam drzwi i wsiadłam do samochodu. Pocałowałam Justina na dzień dobry. -Witaj Justin. -Cześć kochanie. Jak minęła noc? -W sumie dobrze. –postanowiłam nie wspominać Justinowi o postaci którą widziałam w nocy pod balkonem. –A jak twoja noc? –Justin ruszył samochód. -Spałem jak zabity. –uśmiechnął się. –No, no jedziemy do szkoły. Nienawidzę szkoły. -Tak ja też nie. Już widzę te gwizdy „O Boże ona znowu wysiada z jego samochodu”. Niewiarygodne jak można być tak zazdrosnym o kogoś kogo się nie zna! -To suki. Nie martw się. –Reszta drogi minęła w milczeniu. Dojechaliśmy pod szkołę kilka minut później parkując na naszym podstawowym miejscu. Wysiedliśmy z samochodu. Gwizdy i rozmowy na nasz temat już się zaczęły. Zajebiście. Justin złapał mnie za rękę podnosząc ją do góry. –Popatrzcie zazdrosne suki Audrey jest moją dziewczyną. A teraz możecie zabierać swoje plastikowe dupy i przestać pierdolić na masz temat! –Byłam pełna podziwu. Szliśmy w stronę szkoły. Już mieliśmy wejść gdy ktoś męskim głosem powiedział. -Justin musimy porozmawiać. –gdy zobaczyłam kto to był zamarłam. Justin’s POV: -Justin musimy porozmawiać. –usłyszałem donośny męski głos. Odwróciłem się. Nie mogę uwierzyć w to co widzę. To Scooter Braun. Producent muzyczny. Dlaczego chce ze mną rozmawiać? –Wejdźcie do środka. Macie tutaj jakieś ustronne miejsce? –Skinąłem głową po czym weszliśmy do szkoły i skierowaliśmy się do opuszczonych szatni. Weszliśmy zamykając za sobą drzwi. Zapaliłem światło. Usiedliśmy na ławkach i słuchaliśmy co Scooter ma do powiedzenia. –Widziałem twoje nagranie. Ta piosenka jest twoja? –Nie mogłem nic wyksztusić więc tylko skinąłem głową. –Jest niesamowita a ty masz bardzo dobry głos. -Nagrałem to video dla Audrey, nie wiedziałem, że może się dostać do ciebie. Nawet nie przyszło mi na myśl, że może być dobre. -Tak.. Słuchaj.. Chciałbym rozpocząć z tobą współpracę. Co ty na to?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No i jest nowy rozdział. Przepraszam że tak późno ale po prostu nie miałam dostępu żeby go dodać. Wiem że komentarze to nie wszystko ale po prostu one motywują. Dla was to chwila napisać a dla autorki co uciech bo pokazujecie że ktoś to czyta. Więc ten kto czyta to komentuje.